Nadszedł najpiękniejszy czas roku, kiedy wszystko cudownie rozkwita. Przez uchylone okno wpada do mojego pokoju zapach kwitnącej czeremchy. Słońce słodko oświetla białe lampiony na gałęziach kasztanów. Śpiew ptaków koi i tylko czasem zakłóca go warkot kosiarki ścinającej majową trawę. Jest pięknie i pachnąco. Aż chce się żyć i kochać. Kochać mocniej, głębiej i coraz bardziej doskonale na poziomie całego swojego jestestwa.
A jednak na tle tego cudu nad cudami rozgrywa się wojna. Namacalna, materialna, okrutna. I zamiast cieszyć się wiosną, odczuwam głębokie rozczarowanie ludzkością, która nie potrafi zrozumieć oczywistych prawd. Która bezmyślnie powtarza frazesy o duchowości i niczego nie urzeczywistnia. Bo wojna nie jest dziełem jednego bezlitosnego fanatyka. Ona jest dziełem wszystkich tych, którzy niosą w sobie wzorce walki i sprawiają, że ta walka urzeczywistnia się w naszym materialnym świecie.
Dzisiaj nie piszę „my-ludzie”, bo udało mi się dość dawno wyjść poza jakąkolwiek walkę. Być może nigdy jej nie znałam? W istocie jednym z moich darów „starej duszy” jest to, że z nikim o nic nie walczę. Nawet nie przekonuję nikogo. Pozwalam innym, by byli sobą. Pokazuję swoje zdanie, a potem odwracam się i odchodzę. Nie mam potrzeby toczenia wojen. Prawdziwy Lightworker nie chce i nie umie walczyć. Nawet nie życzy sobie, by nazywano go „wojownikiem”. Po tym poznacie „stare dusze” – znają pokój i noszą go w sobie. Mogą wejść z kimś w spór, ale kiedy dyskusja się zaognia – przerywają wymianę zdań i odchodzą, aby nie walczyć. Mówią: „rób, co chcesz”, bo brzydzą się walką.
Nie jestem idealna i mam wiele wad, ale „wojowniczność” i „kłótliwość” do nich nie należą. Pouczanie – tak. Ocenianie – tak. Ale od wszelkiej walki odsuwam się na całe kilometry. Myślę, że podobnie mają inne „stare dusze”, które wcielają się na Ziemi w tym czasie właśnie po to, by uczyć o pokoju. Nie uda się bez pouczania, wymądrzania się, strofowania. Nie uda się też, kiedy będziemy w milczeniu akceptować działania innych, które prowadzą do wojny. Nie czas na akceptację i powtarzanie, że wszystko jest w harmonii. Wojna nie jest harmonią. I działania, które ją sprowokowały także nie.
Czym są te działania? To wszelkie mniejsze i większe walki, które toczymy. Nasz kraj jest mistrzem kłótni i sporów. Te na arenie politycznej najintensywniej trwają od 12 lat. Koryto jest tak bezcenne, że w biegu do zanurzenia w nim ryja niszczy się i depcze wszelkie wartości. Kraj podzielony z grubsza na dwa obozy każdego dnia toczy wojenki w sieci, na żywo, pod sklepem i budką z piwem. A nawet przy rodzinnym stole. Kto widzi i czuje energie, ten na pewno dostrzega całą tę paskudną matrycę walki.
Ale nie tylko to. Kiedy znudziły się ludziom kłótnie polityczne, rozpanoszyła się na świecie choroba. Zamiast uzdrawiać ciała pozytywną energią miłości i radości, zaczęła się kolejna wojenka. Ludzie, którzy nie wierzyli, zaczęli walczyć z tymi, którzy wierzą i odwrotnie. Ludzie, którzy drwili z choroby, zaczęli walczyć z tymi, których objął strach. A przecież jeśli ktoś się lęka, to należy go objąć miłością i współczuciem, a nie potępiać i otaczać pogardą. Mamy prawo nie zgadzać się na szczepienia. Ale każdy też ma prawo chcieć tych szczepień, jeśli wierzy, że one są dla niego ochroną.
Nawiasem mówiąc oglądam wykłady buddyjskie różnych oświeconych istot i zauważam, że podzielają mój pogląd. Większość nauczycieli buddyjskich poddała się szczepieniom, nie bojąc się, że zniszczy to ich duchowy wzrost. Moim zdaniem nasz stosunek do wakcynologii nie ma znaczenia dla rozwoju. Ma natomiast znaczenie to, jak traktujemy innych ludzi. Ufam buddyjskim nauczycielom bardziej, niż egzaltowanym panienkom, które uważają się za mistrzynie duchowe i nazywają idiotami zaszczepione osoby.
To największe kuriosum w moim istnieniu – twierdzenie, że szczepionka zablokuje duchowość. Niski, tani i podły chwyt złych ludzi. Dobry człowiek nikogo nie straszy i nie szantażuje. Pozwala samodzielnie wybierać. Człowiek rozwinięty duchowo wie, że każda decyzja jest najlepsza na dany moment. Kwintesencją jest akceptacja i zaniechanie jakiejkolwiek walki z kimś, kto myśli inaczej. Oto pokój. Oto wibracje pokoju.
Niech każdy działa, jak uważa za słuszne. Czuję przykrość, kiedy widzę, jak osoby mieniące się duchowymi przewodnikami, doradcami i terapeutami narzucają innym swój pogląd, poniżają ludzi i odgrażają się pielęgniarkom, które wykonywały szczepienia, że zostaną zgładzone. Jeśli środowisko „rozwoju duchowego” tak wygląda, to w jaką stronę zmierza ten świat? Pokoju tu nie widzę, tylko walkę – bezpardonowe i podstępne, zakłamane zwalczanie odmiennych poglądów.
Można to też obserwować w niektórych grupach dyskusyjnych dotyczących rozwoju. Poza szumną nazwa i pięknymi odlotowymi grafikami, znajdujemy tam tylko trochę cytatów, które nie mają potwierdzenia w życiu. Co parę dni pojawiają się tam kłótnie i drwiny, dokuczanie i wyśmiewanie z powodu odmiennego spojrzenia na sprawę. Każdy „peudo-rozwojowiec” charakteryzuje się tym, że chce posiadać monopol na rację. Inaczej robisz Reiki? Błądzisz, jesteś głupia. Inaczej się modlisz? Błądzisz, jesteś głupia. Inaczej postrzegasz praktykę? Błądzisz, jesteś głupia. Wierzysz, że miłość bezwarunkowa jest kluczem do wzrastania i uzdrowienia? Błądzisz, jesteś głupia. On – ten kłótliwy i wojowniczy „on”– wie wszystko najlepiej. I sprytnie podsyca walkę, w którą wielu daje się niepotrzebnie wciągnąć.
Gdzie tu rozwój i wzrost duchowy? Ja go w ludziach nie widzę. Czasem – jakkolwiek zabrzmi to dla Was zarozumiale – czuję wyraźnie, że jestem z innej epoki, która wyprzedziła niskie wibracje mieszkańców tej planety. Wybaczcie mi gorycz tego artykułu. Wiem, że powinnam dzielić się z Wami radością, miłością i zachwytem. Ale dzisiaj nie nagradzam dobrymi wibracjami, dzisiaj stawiam do kąta wszystkich „pseudo-rozwojowców”, którzy nie mają najmniejszego pojęcia o tym, czym jest wzrost duchowy.
Nie wierzcie ludziom, którzy poniżają innych, wyśmiewają kogoś tylko dlatego, że się zaszczepił/nie zaszczepił, nosił maseczkę/nie nosił, wierzy w podczepy/nie wierzy, oczyszcza się przed zabiegiem/nie oczyszcza… To wszystko gry umysłu. Rozwój jest tam, gdzie jest serce. Gdzie jest miłość, która nie pyta, czy jesteś zaszczepiony, czy oglądasz telewizję albo seriale, albo którą partię popierasz, czy lubisz Żydów, czy wierzysz w wyjątkowość ludu słowiańskiego, chińskiego… jakiegokolwiek.
Rozwój duchowy to dostrzeganie Światła w każdym człowieku. To niedostrzeganie granic między narodami i szacunek dla każdej nacji. To rozprzestrzenianie dobra. To nie narzucanie swoich poglądów. To zgoda na odmienność i dostrzeganie piękna w tej odmienności. To pokój w sercu. Dopóki nie wypełnimy się pokojem, dopóki nie przestaniemy walczyć z każdym, kto ma lepiej, jest inny, ma inny kolor skóry, nie chodzi do kościoła, zaszczepił się, myśli po swojemu – dopóty będziemy doświadczać wojny. Ta obecna jest konsekwencją walk toczonych w imię wakcynologii i noszenia maseczek. A także wielu innych nic niewartych sporów.
Gdybym mogła Wam cokolwiek poradzić – zacznijcie budować pokój w sobie. Ilekroć zobaczycie coś, z czym się nie zgadzacie, weźcie głęboki oddech i powtarzajcie: „pokój rodzi się w moim sercu”. Powtarzajcie tak długo, aż nie poczujecie w sobie, że nie ma dla Was znaczenia to coś, co zobaczyliście. Powtarzajcie tak długo, aż nie pojawi się myśl: „niech sobie tam mówi, co chce, niech sobie tam robi, co chce”. Oto pokój. Przyzwolenie, płynące z serca. Kiedy wszyscy nauczą się tak reagować, znikną wszelkie wojny i walki.