Ludzie, którzy odcinają się od miłości, są puści w środku i nieszczęśliwi. Potrzebują pomocy w pracy nad sobą i z pewnością nie ma w tym żadnej ich winy. Czasem życie tak właśnie nas doświadcza, że zamiast stać się miłością, bywamy lękiem. To wszystko można uzdrowić i myślę, że wiele osób doświadczyło tego pozytywnego zwrotu w swoim życiu. Ja mogę tylko po raz kolejny potwierdzić – to miłość jest drogą. Jakkolwiek patetycznie to nie zabrzmi – nie ma sposobu poza kochaniem. To prawda. Im dłużej pracuję z miłością bezwarunkową, tym więcej odnajduję na to potwierdzeń.
Czasem moją uwagę przyciągają osoby, które rzekomo zajmują się przebudzeniem i duchowością, a pomimo tego także odcinają się od miłości. Oczywiście, takie osoby też mogą mieć za sobą trudne doświadczenia, w wyniku których pozamykały serca. Jednak twierdzenie, że interesują się rozwojem duchowym jest w tym przypadku absurdem. To jakby powiedzieć: kocham deszcz, ale nie cierpię, kiedy pada. To szukanie pieczonego lodu… Albo ślepa uliczka. Nic nam oczywiście do tego, kto w co wierzy i co robi. Problem rodzi się wtedy, kiedy taki człowiek zaczyna uczyć lub pouczać innych, bo jest dajmy na to nauczycielem, doradcą, coachem lub po prostu autorem, który publikuje swoje mądrości. Jeśli mamy takie wyzwanie, by korzystać z nauk tej osoby, trzeba być bardzo ostrożnym, by nie przyswoić jego goryczy i nie wdrukować sobie jego negatywnych wzorców. Dlatego to takie ważne, kto jest naszym nauczycielem.
Są też osoby, które głośno wyśmiewają wszystkich zajmujących się pozytywnym myśleniem. Dorabiają do tego jakąś chorą filozofię, że ludzie szczęśliwi i pozytywni są otumanionymi owcami, które służą jakiejś organizacji. To znowu odpycha ludzi od dobrej energii, szczególnie tych, którzy nie mają w sobie dość siły, by zignorować takie ataki. Nie piszę tu o nikim konkretnym – pokazuję raczej zjawisko, aby je zrozumieć i umieć się temu przeciwstawić. Bez względu na ogrom stosowanej demagogii nie wierzmy w absurdalne argumenty o rzekomym służeniu jakiemuś systemowi, lecz słuchajmy własnego serca. Nie robimy tego na co dzień, bo od ręki kupujemy takie teksty i takich ludzi, poprzez ich agresywną energię. Namawiam zatem, by się zatrzymać, zamknąć oczy i zapytać samego siebie: czy taka teoria mi służy? Czy przyniesie mi dobro? Jeśli ktoś pracuje z metodami kwantowymi może po prostu zadać otwarte pytanie do pola. Nie musicie mi wierzyć, ale pytajcie samych siebie – nie łykajcie wszystkiego, co brzmi oryginalnie.
Wiele lat temu i mnie skrytykowano, kiedy na pewnym ezoterycznym forum w jakimś kontekście napisałam, że w rozwoju duchowym kluczowa jest miłość. Wściekły admin krzyczał i wyzywał mnie od różowych landrynek, jakby mu ktoś szpilkę wsadził tam, gdzie plecy się kończą. Czy nie przypomina to diabła skropionego święconą wodą? Czemu aż tak go zabolało słowo miłość? Jeśli miał inne zdanie, mógł po prostu zignorować mój post, który nikogo nie obrażał. Tak postępują dorośli normalni ludzie – ignorują. Ta przesadzona reakcja pokazała tylko, jak trudna jest dla niego energia miłości i jak bardzo potrzebował terapii w tym temacie. Emocje są przecież drogowskazem.
Myślę też – patrząc na to zjawisko od strony psychologicznej – że czasem u jego podłoża leży zwykła ludzka zazdrość i rozczarowanie. A pod nią trudne doświadczenia typu: “nie byłam kochana, nie umiem kochać, więc miłość jest bzdurą i mam na to dowód w postaci swojego życia“. Rozumiem też, że takie osoby bardzo kłuje w oczy fakt, że ktoś inny tryska szczęściem i co chwilę krzyczy radośnie: “ach, ja kocham, kocham i jestem taka wniebowzięta”. Trudno na to patrzeć, kiedy samemu się cierpi, to jasne. To jednak nie zmienia faktu, że oponenci miłości pracują – często nieświadomie – dla ciemnej strony mocy, bo utrącają swoimi atakami właściwą duchową ścieżkę. Może warto uzdrowić siebie z lęku, z bezmiłości i nauczyć się kochać, zamiast wyśmiewać innych za kochanie? To nie takie trudne, jak się wydaje. Zachęcam wszystkich zgorzkniałych – warto zmienić swoje podejście i doświadczyć prawdziwego szczęścia. Pozytywne myślenie to nie żadne otumanianie czy zakłamywanie samego siebie, to konsekwentna i ciężka praca, która przynosi dobre efekty.
Widzę bardzo wyraźnie, że osoby, które odcinają się od miłości i pozytywnego myślenia są nie tylko nieszczęśliwe, smutne i rozgoryczone. Są też bardzo złośliwe. To tylko potwierdza, że w ich życiu jest pustka, którą próbują rozpaczliwie zapełnić wymyśloną filozofią lub spiskową teorią. No cóż… nie mamy wpływu na innych ludzi, każdy ma prawo do własnych poglądów, a nawet do bycia nieszczęśliwym, jeśli tak sobie życzy. Ale zawsze mamy wpływ na siebie i na to, co sami kreujemy. Warto się na chwile zatrzymać i zastanowić, aby wybrać dobrze.