Dążenie do perfekcji jest niepotrzebne – wie o tym chyba każdy. Oczywiście zawsze staramy się być lepsi niż jesteśmy, ale perfekcja to przesada. To sztuczność. To sięganie do jakiegoś idealnego porządku, który wychodzi całkowicie poza człowieczeństwo, o ile nie dotyczy jednej tylko dziedziny. Można być doskonałym w sprzątaniu, w gotowaniu, w malarstwie czy grafice, w dowolnym obszarze funkcjonowania. Ale jednocześnie w innej sferze pozwalamy sobie na drobne niedociągnięcia, bo tylko to pozwala nam zachować człowieczeństwo.
Każdy z nas to indywidualność. Każdy z nas jest na swój sposób piękny, ale to piękno wynika nie z perfekcji, ale z unikalności. W tym zawiera się również każda słabość, każda wada i wszystko to, co odróżnia człowieka od maszyny. Nasze wybuchy emocji, nasze drobne błędy i rozmaite gafy tworzą cudną składankę, w której można się zakochać. Bo jest ludzka i naturalna. Bo pozwala nam smakować bycie człowiekiem, wielobarwną istotą o ciekawych reakcjach.
Perfekcja to narzucanie sobie bardzo sztywnych ram, poza które wyjść nam nie wolno. To silne ograniczenie, które może pozbawiać nas kompletnie radości życia. To życie w ciągłym napięciu i kontroli. Tylko swoboda i pewien luz dają nam szczęście i wolność. Jeśli chcielibyśmy zawsze i pod każdym względem być bez zarzutu, zgubimy się w sztuczności, ponieważ wszyscy potrzebujemy czasem istnieć swobodnie, bez napięcia. Pobyć trochę zwykłym sobą.
To ogromnie ważne – być sobą. Perfekcja to dążenie do pewnego wyobrażenia idealnego funkcjonowania, które nie musi rezonować z naszymi rzeczywistymi potrzebami. To narzucanie sobie czegoś, co jest poza naszym komfortem. Oczywiście warto zmieniać się na lepsze, warto wkładać nieco wysiłku w uwolnienie szkodliwych wzorców, ale warto też pilnować w tym złotego środka. Nic na siłę, ponieważ w procesie rozwoju nie chodzi o zatracenie siebie, tylko o wzmocnienie siebie. Stawanie się lepszym sobą, a nie kimś innym.
Perfekcja to też dążenie do ideału, który wcale nie jest rzeczywistą wartością. To tylko pewne idea, która próbuje nas zaszufladkować w sposób kompletnie nieosiągalny. Przede wszystkim dlatego, że nie ma jednego ideału dla wszystkich. Mamy rozmaite oczekiwania, więc dla każdego z nas ideał reprezentuje zupełnie inne cechy. Nie można – nawet w teorii – utworzyć takiego wzorca, który zaspokajałby pragnienia wszystkich ludzi. Wręcz przeciwnie – ile ludzi, tyle wyobrażeń ideału. Ideał jako taki w ogóle nie istnieje.
Pożegnajmy się zatem z tym zupełnie bezużytecznym pojęciem i spróbujmy przyjąć, że rozwój jest oczywiście zmianą na lepsze i dążeniem do najlepszej wersji, w jakiej chcielibyśmy zobaczyć siebie. To zawsze indywidualny plan. Jeden chciałby lepiej znać języki obce, drugi lepiej tańczyć, a jeszcze inny marzy o emocjonalnej równowadze i umiejętności zachowania spokoju w rozmaitych trudnych sytuacjach. Niektórzy marzą o duchowych doznaniach, a inni chcą więcej zarabiać i więcej konsumować. Każda opcja jest właściwa, ale różnice między nimi bywają jednak ogromne.
Obecnie panuje „moda na rozwój”. Internet jest pełen przedziwnych propozycji pracy nad sobą, zmieniania siebie, poprawiania, uzdrawiania, uszczęśliwiania, terapii. To wszystko jest ciekawe i przydatne, jednak tylko wtedy, kiedy z pełnym zrozumieniem podchodzimy do całego procesu i nie dajemy się zwieść reklamowemu bełkotowi. Chociaż zaproszenia na kursy i terapie wyglądają frapująco, zanim cokolwiek wybierzemy, musimy wiedzieć, czego tak naprawdę chcemy.
Ja też często używam określeń: „uzdrowienie, zmiana wzorca, poprawa jakości życia”. Uważam, że są one czytelne i proponują dokładnie to, co oznaczają. W Prospericie przynoszą poprawę życia, poprawę zdrowia, zmianę na lepsze. Finalnie prowadzą – co wiem z własnego doświadczenia – do szczęśliwszego, lepszego życia. Tylko tyle i aż tyle. Ale w kontekście perfekcji to ważne, ponieważ nie oczekuję, że ktoś nagle stanie się kimś zupełnie innym niż jest. Raczej próbuję pomóc w zmianie samego życia, a nie człowieka.
Nie proponuję nikomu bycia ideałem, nie zachęcam do stawania się perfekcyjnym, wręcz przeciwnie – uważam, że każdy jest dokonały taki, jaki jest. Ale pomimo tej doskonałości, pewne rzeczy nas w codzienności uwierają – a to brak pieniędzy, a to pech w związkach, a to wieloletni konflikt z mamą… Uzdrawianie i zmiany, o których rozmawiamy, to poprawa takich elementów, aby wreszcie poczuć ulgę i komfort. Aby to nasze życie było lepsze. W rozwoju chodzi bowiem o szczęście, a nie o to, aby stawać się kimś innym, niż się jest.
To samo dotyczy wzrastania duchowego. Niektórym wydaje się, że bycie duchowym, to bycie ideałem. Bzdura! To tylko lub aż – najlepsza wersja nas samych. Wersja, która czuje się szczęśliwa i spokojna, która jest akceptująca, kochająca, łagodna i pogodna. Wersja, która osiągnęła twórcze samospełnienie i odkryła sens życia na Ziemi. Wersja, która czuje się jednością ze Wszystkim Co Jest i ma głębokie rozkoszne połączenie z Najwyższym Źródłem. Wychodzi poza iluzje, kłótnie i spory, dostrzegając we wszystkim harmonię.
Przyjrzyjcie się Duchowym Mistrzom, jeśli tylko macie taką okazję. Zobaczcie w nich piękne ludzkie cechy – poczucie humoru, jowialność, ustępliwość, a czasem nawet moment gniewu. Być może Budda kojarzy się Wam z kamiennym spokojem, jak wszystkie bajecznie rzeźbione posągi. Ale już historie o Jezusie pokazują, że pozwalał sobie na bycie człowiekiem w najpiękniejszy sposób. Zobaczcie, że pił wino, żartował, przytulał. Według wielu źródeł kochał po ludzku kobietę, a kiedy trzeba wpadał w gniew.
Oświecenie to nie bycie maszyną o pokerowej twarzy. To nadal życie. Życie piękne, świadome, nasycone emocjami, zmysłami i zachwytem dla świata. To wszystko, co jest nam dane w naturalny sposób, należy do nas i nie musimy się tego wyrzekać. Rozwój osobisty to szukanie swoich indywidualnych form najpiękniejszego wyrażania siebie. To układanie własnego istnienia w najciekawszy i najbardziej harmonijny sposób. To życie całym sercem w harmonii ze sobą. Ale na pewno nie jest to stawanie się jakimś wydumanym ideałem.