Kiedy człowiek zastanawia się nad swoimi priorytetami, z reguły zapomina o najważniejszym: o sobie. Tymczasem nie ma nic bardziej istotnego na całej Ziemi. My sami jesteśmy dla siebie na pierwszym miejscu, ponieważ zeszliśmy tutaj dla własnego rozwoju. To nasze zadanie. Właśnie dlatego nie możemy tracić z oczu tego, co dzieje się z nami i w nas. Nasze emocje, nasze przemyślenia, nasze odkrycia i nasze niepowtarzalne marzenia zawsze powinny przyciągać naszą uwagę.
Zwykle skupiamy się na innych. Czasem w dobrej wierze – dostrzegamy cudzą biedę i chcemy pomagać. Lubimy być życzliwi, wrażliwi i serdeczni. Nie ma w tym nic złego, dopóki zachowujemy równowagę na tyle, by zajmować się także sobą i swoimi sprawami. Dobrze, jeśli asertywnie pomagamy we właściwym miejscu i czasie, bez skłaniania innych do rozwijania postawy roszczeniowej i manipulacji drugim człowiekiem. W pewien sposób każdy ma tutaj swoją drogę do przejścia, a problemy, które spotyka, nie są przypadkowe. Mają na celu uzdrowienie i wzmocnienie, a także rozwijanie wiary we własne możliwości. Zatem pomagajmy mądrze.
Często jednak nadmierne zajmowanie się innymi ludźmi i ich sprawami, odciąga nas od celu naszego życia. A większość z nas to właśnie robi – umieszcza w kręgu swoich zainteresowań bezsensowną obserwację. Fascynuje nas życie innych. Oglądamy je pod każdy kątem, oceniamy, plotkujemy, osądzamy i udajemy, że lepiej wiemy, co w danym przypadku należało zrobić. W ten sposób podnosimy swoje nadwątlone poczucie wartości i przez chwilę czujemy się lepsi. Przynajmniej lepsi od tamtych, których tak sprytnie krytykujemy.
Tymczasem każda dusza ma tutaj na Ziemi do przejścia swoją unikalną ścieżkę. Nikt jej w tym nie zastąpi. A prawdziwa lekcja polega na tym, że człowiek mierzy się z określonym doświadczeniem w oparciu o posiadane zasoby. Kiedy kpimy z kogoś, jaki to jest głupi, bo nie umiał znaleźć właściwego wyjścia z danej sytuacji, nie rozumiemy, że lekcja na tym właśnie polegała, by z niskim ilorazem inteligencji skonfrontować się z wyzwaniem. Właśnie dlatego każdy wyraz pogardy dla drugiego człowieka jest ślepą uliczką i wyrazem braku rozumienia sensu naszej ziemskiej podróży.
Bywa i tak, że zajmujemy się pracowicie wywoływaniem zazdrości u tych, których nie lubimy. To też nam nie służy. Zapominamy o tym, co ważne dla nas samych, co lubimy i czego naprawdę pragniemy, by poczuć się szczęśliwymi. Kiedy kierujemy się potrzebą kłucia kogoś innego w oczy, to wybieramy wydarzenia i doświadczenia niekoniecznie miłe dla nas. To trochę tak, jak byśmy żyli dla kogoś, zamiast dla siebie. Najczęściej decydujemy się na coś, co podoba się komuś innemu. Pełen złości człowiek kiedy słyszy, że jego wróg marzy o wycieczce do Meksyku, jedzie do tego Meksyku, męczy się w upale, tylko po to by móc wstawić zdjęcia z owego miejsca i komuś w ten sposób dokuczyć.
Paradoksalnie najbardziej krzywdzi siebie. Bo nie ma wcale gwarancji, że ten nielubiany człowiek zwróci uwagę na zamieszczone publicznie fotografie. Nie wiadomo, czy w jakikolwiek sposób się tym przejmie. Może nie być zazdrośnikiem i nie odczuwać wcale przykrości, że ktoś inny odwiedził jego wymarzoną destynację. A gdyby nawet na moment zrobiło mu się smutno, to jaka z tego korzyść dla tej osoby, która chciała tę zazdrość wywołać? Chwila wątpliwej satysfakcji? Czy warto? Czy nie lepiej zaangażować energię, uwagę i pieniądze w coś dla siebie? W coś, co naprawdę lubimy?
Zastanawiam się, jak bardzo trzeba nie kochać siebie, aby rezygnować z własnych planów i marzeń na rzecz dokuczania innym? Tym bardziej, że to dokuczanie jest zwykle naprawdę nieefektywne. Tylko z naszego punktu widzenia ucieramy komuś nosa realizując jego marzenie. A czy tę osobę to zaboli? Gwarancji nie ma. Nie będę pisać o tym, jakie to płytkie ranić innych. Bo najważniejsze w tym temacie jest – moim zdaniem – zaniedbywanie siebie. To my i nasze cele, nasze pragnienia, nasze dobro powinny być zdecydowanie na pierwszym miejscu.
Żadna krzywda wyrządzona wrogowi nie jest lepsza od dawania szczęścia samemu sobie. Dla mnie najszlachetniejszą zemstą jest wybaczenie, ale rozumiem ludzi, którzy chcieliby zobaczyć upadek kogoś, kto ich skrzywdził. Podpowiadam z własnego doświadczenia, że lepiej zostawić to wszechświatowi – jest tak harmonijny, że prędzej czy później wszystko wraca do nadawcy. Naszym priorytetem powinno być zawsze nasze szczęście. Jeśli chcemy dać jakąkolwiek nauczkę wrogowi, pokażmy mu swoje szczęśliwe, pogodne życie. Prawdziwie udane i spełnione. Zaangażujmy całą swoją energię w budowanie własnego dobrostanu. Nic więcej nie trzeba, tylko dać sobie samemu miłość i uwagę.