Nie każdy chce żyć sto lat. Niektórzy uważają, że starość jest okrutna i przykra, chcą więc czerpać jak najwięcej z chwili obecnej i zachować w pamięci tylko młodość. Stawiają bardziej na jakość niż na długość istnienia. Jednak są i tacy, którzy chcieliby być nieśmiertelni. A w każdym razie żyć jak najdłużej. Okazuje się, że do tego wystarczy mieć prosperującą świadomość.
Jakiś czas temu ukazała się bardzo ciekawa książka, napisana przez podróżnika Dana Buettnera, która zawiera wyniki ciekawych badań na ten temat. Autor zwiedził pół świata, przeprowadzając wywiady z wieloma stuletnimi osobami. Każdą pytał o dietę i styl życia, szukając charakterystycznych cech wspólnych, które mają znaczenie dla długości życia. Oczywiście na pewno istotne jest to, że wszyscy, z którymi rozmawiał mają się zupełnie dobrze – są zdrowi, chodzą, śmieją się, wykonują drobne prace i są samowystarczalni.
Okazało się, że rodzaj jedzenia czy klimat nie ma większego wpływu na jakość naszego życia. Badani stulatkowie mieszkają w różnych częściach świata: w górach, na równinach, nad morzem i w bardziej suchych obszarach. Ze względu na położenie geograficzne ich miejsca pobytu, także ich dieta jest rozmaita. Jedne osoby są wegetarianami, ale inne żywią się głównie mięsem, a jeszcze inne przede wszystkim owocami morza. Jedni polecają wypić codziennie kieliszek wina, inni propagują kozie mleko, a jeszcze inni używanie oleju z pestek moreli. Jak widać nie ma jednej skutecznej diety, a jedynie bardzo ogólna informacja, że nie służy nam przejadanie się.
Oczywiście informacje, o których piszę nie wykluczają, że istnieją na naszym globie szczególnie zdrowe miejsca, w których niemal wszyscy dożywają sędziwego wieku. Dan Buettner znalazł kilka tzw. „niebieskich stref”. To między innymi Ikaria, Sardynia, Kostaryka, japońska wyspa Okinawa i pewne miasto w Kaliforni. Bez wątpienia jest tam lepsze powietrze lub lepsza ziemia, rodząca bardziej zdrowe pożywienie. Wierzę, że są rejony świata bardziej energetyczne lub bardziej czyste, gdzie ludzie – nawet z braku pieniędzy – spożywają rzeczy zdrowsze, naturalne, pobawione trującej chemii. Być może im dalej do hipermaketu, a im bliżej do własnego ogródka, tym bardziej zdrowo? To całkiem możliwe, oczywiście.
Nie wymieniłam wcześniej Pakistanu i żyjącego tam niewielkiego plemienia Hunzów, o którym wiemy, że słynie z długowieczności, a co ważniejsze: z braku chorób. Ludzie dożywają tam w zdrowiu nawet 140 lat i nie jest to niczym niezwykłym. Do śmierci są czynni fizycznie. Ponieważ rejon zamieszkiwany przez Hunzów to trudnodostępne rejony Himalajów, od razu przychodzi nam na myśl, że surowe warunki spowodowały wytworzenie genów zupełnie innych niż u przeciętnego mieszczucha, który pół dnia spędza przed komputerem. Do tego ludzie ci oddychają krystalicznie czystym powietrzem. Z dala od cywilizacji, nie mają okazji, by zatruwać się chemią. Żyją w zgodzie z naturą i w naturze.
Hunzowie jedzą bardzo skromnie, często głodują, pracują ciężko – a nawet jeśli nie muszą pracować, to pokonują wiele kilometrów, chodząc po górach. To zawsze wysiłek. Moim zdaniem nie przetrwaliby, gdyby ich geny nie zmieniły swojej struktury tak, aby rodziły się jednostki silne i wytrwałe fizycznie, odporne na niskie temperatury i skromne jedzenie. Tutaj dieta jest bardzo charakterystyczna. Hunzowie nie są wegetarianami z wyboru – po prostu nie mają mięsa do jedzenia. Od święta zdarza się możliwość zjedzenia zwierzęcia, które standardowo dostarcza wyłącznie nabiał. Ta specyficzna dieta i w tym wypadku także klimat, mogą mieć wpływ na długowieczność tych ludzi.
Wracam jednak do badań Dana Buettnera. Ruch fizyczny jest chyba jednym z czynników, który powtarza się u wszystkich stulatków. Każdy z nich, to osoba, która codziennie pokonuje parę kilometrów pieszo. Najczęściej wymaga tego codzienność. Jedna z sędziwych pań każdego dnia drepcze na położone w dużej odległości poletko, by własnoręcznie nazbierać świeże warzywa na śniadanie i obiad. Inna codziennie spaceruje, by spotkać się z przyjaciółmi. A jak pisałam wyżej, również i Hunzowie cechują się tym, że stale są aktywni fizycznie. Często z konieczności.
W tym miejscu docieram do najciekawszych dla mnie wątków tego tematu – do psychologicznych aspektów długiego życia. Rzeczą wspólną dla wszystkich rześkich staruszków jest pozytywne nastawienia do świata, radość, cieszenie się każda chwilą, śmiech do upadłego. Nic nowego pod słońcem. Dla mnie to oczywiste. Człowiek szczęśliwy jest zdrowy. Psychosomatyka wskazuje, że za choróbska odpowiadają negatywne emocje: stresy, zmartwienia, złość, frustracja. Człowiek prawdziwie pogodny nie ma możliwości, by zachorować, bo takich uczuć do siebie nie dopuszcza. Badania przeprowadzone przez Dana Buettnera potwierdzają to, co mówię i piszę tutaj od roku 2000.
Kolejny wspólny element dla wszystkich długowiecznych to duchowość. Każdy z badanych na potrzeby tej książki jest osobą, która wyznaje jakąś wiarę i stanowi to ważny wątek w jej życiu. Myślę, że ten element jest dość czytelny dla wszystkich. Potrzebujemy wiary w Najwyższe Źródło i świadomości, że świat jest przepełniony dobrą energią. Dzięki temu czujemy się bardziej bezpieczni. Łatwiej jest nam zaakceptować to, co się dzieje, cokolwiek by to nie było, ponieważ, kiedy wierzymy w harmonię wszechświata, wiemy, że nic nie dzieje się na próżno, a wszystko ma sens. Esencją tego procesu jest sama wiara, która ma niezwykłą moc wzmacniania naszego jestestwa. Każda szczera modlitwa (oczywiście nie bezmyślne klepanie pacierza) czy medytacja ma uzdrawiającą moc. Duchowość to przepiękna jakość, która wypełnia nasze serca i sublimuje nasze uczucia.
Równie skutecznie na długość życia wpływają najlepsze uczucia, takie jak miłość czy bliskość. Niemal każdy stulatek podkreśla wagę dobrych więzi rodzinnych. Oczywiście działa tutaj samo kochanie, ale także radość z potomków i wolność od stresu. Najwięcej negatywnych energii produkujemy wtedy, kiedy nie możemy dogadać się z najbliższymi, kiedy ciągle oczekujemy czegoś, czego nie dostajemy. To z bliskimi tworzymy najwięcej konfliktów. Ci zdrowi staruszkowie umieją układać swoje relacje pozytywnie, opierając je na miłości i szacunku. Sądzę, że informacje o tym, jak traktują swoich bliskich są cenniejszą informacją dla nas niż to, co jedzą. Bo – moim zdaniem – to nasze emocje nas zabijają, a nie słodycze, tłuszcz czy cokolwiek tam na talerzu. Mówiąc bardziej pozytywnie – to miłość przedłuża nam życie, a nie jakakolwiek dieta.
Kolejnym powtarzającym się u wszystkich aspektem jest przyjaźń. Długowieczni mają swoje grupy przyjaciół, z którymi chętnie i radośnie spędzają czas. Żartują, śmieją się, bawią, śpiewają. Pojawia się tu dobroczynny wpływ zarówno wesołości, pozytywnych energii, jak i element bliskości. Człowiek jest istotą społeczną, potrzebuje grupy, która go akceptuje i obdarza sympatią. Samotność, jak się okazuje, nie służy ani zdrowiu, ani długości życia.
Wszyscy też podkreślają ważność celu życia. To jakby oczywiste – aby chcieć żyć, trzeba mieć po co. Radość i spotkania z przyjaciółmi to jedno, ale każdy z nas chce także czuć się potrzebny. Bycie odstawionym na boczny tor staje się często dla ludzi powodem do załamania lub ucieczki w nałóg. Według psychosomatyki alkoholizm pojawia się jako odpowiedź na poczucie bycia niepotrzebnym, nieudanym, przegranym. Oczywiście stulatkowie nie nadużywają alkoholu czy narkotyków i nigdy ich nie używali. Niektórzy przez większość życia są abstynentami. I każdy z nich stara się robić coś ciekawego i pożytecznego. Każdy dąży do samospełnienia w jakimś działaniu. Bardzo często są to różne formy pomagania innym, co rzecz jasna daje człowiekowi najwięcej satysfakcji.
Na zajęciach z prosperity powtarzam często, jak ważną rolę w życiu odgrywa pasja. Mówię o tym, że pasja chroni nas przed smutkiem, depresją, poczuciem bezsensu. Uważam też, że pasja jest motorem napędzającym szczęśliwe życie. Sprawia ona, że kiedy rano otwieramy oczy, to od razu uśmiechamy się sami do siebie, bo myśli o tym, co dzisiaj zrobimy wywołują radość, szczęście i zadowolenie. Wiem coś o tym! Doświadczam! Bez wątpienia jest w moim życiu więcej rzeczy, które czynią mnie szczęśliwą, ale to jedna z nich. Dlatego cieszę się, że oto w tak ciekawy sposób potwierdza się waga tego, czego uczę na własnym przykładzie. Nikt mi tego nie powiedział – to moje własne odkrycie.
Na koniec jeszcze jedno takie moje odkrycie, którego chyba nikt na świecie nie uczy, a które jak się okazuje, wpływa pozytywnie na długowieczność. Jest to życie bez pośpiechu. Nigdy nie lubiłam się spieszyć, ponieważ wywołuje to we mnie napięcie. A wiadomo, że tam, gdzie pojawia się napięcie, tam zanika przepływ energii. Napięcie jest zatem zabójcze dla nas. Jeśli posłuchamy stulatków, to okazuje się, że nie tylko nie pozwalają sobie na pośpiech, ale wręcz smakują chwile i rozkoszują się życiem. I znowu – jest to przejaw pozytywnego myślenia i doceniania roli zachwytu. To piękna jakość, która pozwala nam cieszyć się istnieniem. Ludzie, którzy umieją żyć wolniej, spokojniej, przyjemniej – rzadziej wpadają w stresy i tym samym rzadziej chorują. Jest w tym umiejętność akceptacji, że wszystko przychodzi dokładnie wtedy, kiedy ma swój czas. Nie ma zatem żadnego powodu do pośpiechu – będzie, kiedy będzie. Wszystko jest tu niesłychanie logiczne.
Jak widać, najważniejsze elementy tej układanki długowieczności to też podstawowe założenia prosperującej świadomości. Dobre relacje z bliskimi i posiadanie przyjaciół, jest dowodem na to, że człowiek potrafi wybaczać i ma odpowiednie poczucie własnej wartości. Od tego przecież zależy jakość stosunków, jakie łączą nas z innymi. Ktoś, kto kocha siebie, ma też dużo ciepłych uczuć dla innych. Bycie dobrym człowiekiem sprawia, że jesteśmy szczęśliwi i lubimy swoje życie. Wszystko tu uzupełnia się nawzajem i przeplata ze sobą, tworząc spójną całość. Nie zajmowałam się nigdy czymś takim, jak dietetyka, ale to, czego uczę na zajęciach prosperity, okazuje się być biletem do długiego życia. Jeśli przyjmiemy, że to ludzie szczęśliwi żyją najdłużej, to nic w tym zaskakującego, bo prosperująca świadomość to sposób na bycie szczęśliwym człowiekiem.