To jest wręcz niesamowite, jak wiele życzeń wczoraj dostałam od cudownych ludzi. Jestem ogromnie wdzięczna nie tylko za pamięć i dobre słowa, ale też za ponowne otworzenie mi oczu na to, że w ludziach mieści się tyle bezinteresownej serdeczności. Mamy wszyscy za sobą trudny i pełen nerwów czas związany z wyborami. Nie chcę i nie będę pisać o polityce, bo to namacalnie zabiera energię. Ale większość z nas zgodzi się z tym, że w takim czasie dotyka nas dużo brudu i ciężkich wibracji. Nawet jeśli ktoś nie rozpacza z powodu wyniku, tylko świętuje, to i tak okupione to jest zarówno oporem wobec hejtu, jak i przykrą refleksją na temat istoty człowieka w ogóle. Bo za każdą zabawą polityków są ludzie – mniej lub bardziej oszukani, pełni lęku i rozdający na oślep ciosy.
Chcę bardzo wyraźnie podzielić się z Wami takim prostym poczuciem szczęścia, które mnie otuliło, kiedy zobaczyłam, jak wiele życzeń do mnie spłynęło. To naprawdę zaskakuje, kiedy przestaje się oczekiwać zbyt wiele. A ja po ostatnich trudnych przejściach związanych ze zdrowiem bardzo zwolniłam. Sama siebie ustawiłam w kącie i zastanawiałam nad spokojnym zamykaniem wielu spraw. Zaskoczyło mnie bardzo, że dla tak wielu osób ciągle istnieję, na tyle zauważalnie, że chcą mi życzyć wszystkiego dobrego. To oczywiste, że mam wspaniałych przyjaciół, którzy o mnie zawsze pamiętają, ale porusza bardzo ten gest ze strony tylu innych osób, z którymi kontakt miałam tylko przelotnie. Jestem niesamowicie wzruszona. Bardzo Wam wszystkim dziękuję.
Dziękuję też za to, że doceniacie moje książki i medytacje, bo i o tym niektórzy wczoraj pisali. Nie macie pojęcia, jakie to ważne i budujące, kiedy czyta się takie słowa. Bo przecież piszę dla Was. Jak każdy autor – chociaż czerpie się radość z samego twórczego aktu, to celem pisania jest podzielenie się swoimi myślami z drugim człowiekiem. Liczy się na jego zaciekawiony odbiór. Cudownie jest wiedzieć, że odnajdujecie coś dobrego dla siebie, zarówno w książkach, jak i medytacjach z Archaniołami. To zawsze miło usłyszeć. Jednak, kiedy człowiek dotyka śmierci i po powrocie zastanawia się nad sensem swojego życia i nad tym, co ma jeszcze do zrobienia, po co wrócił – to takie podziękowania brzmią jak najpiękniejsza muzyka, która koi serce i utwierdza w przekonaniu, że nie zmarnowało się życia. Bo przecież jeśli chociaż jednej osobie rozjaśniliśmy dzień, to nie żyliśmy na darmo.
Jestem też wspaniale odnowiona po tym pięknym dniu. Bo uświadomiłam sobie po raz kolejny to, o czym często przypominam innym, że należy żyć pełnią życia do samego końca. Nie można sobie zamykać istnienia, bo prawdę mówiąc nikt z nas nie wie na pewno, kiedy ten koniec przyjdzie. Nasza dusza ma prawo zmienić plany sto razy, a wszystko zależy od naszej radości z bycia, od chęci nauki na ziemskim poligonie i poziomu realizacji naszych rozmaitych programów. Nieuchronnie po trudnym doświadczeniu człowiek zamyka się w lęku i poddaje, jakby nastąpić miał koniec świata. A powinno być odwrotnie. Przecież jedną z najmądrzejszych recept na życie jest stwierdzenie: „żyj tak, jakby każdy dzień miał być tym ostatnim”. Czyli doświadczaj i kreuj, ile się da – radości, szczęścia, zachwytu, przyjemności, miłości.
Życie jest pięknym darem dla człowieka, bez względu na wszystkie trudności, jakich doświadczamy. Warto się nim rozkoszować po brzegi i czerpać jak najwięcej, póki patrzymy na ten świat zachwyconymi oczami. A bez wątpienia jest się czym zachwycać i każdy dzień przynosi nowe cuda do podziwiania. Jest też niezaprzeczalne, że wszystkie trudności są szyte na miarę naszych możliwości. Nawet wtedy, kiedy wydaje się, że zgasły wszystkie światła, z mroku wynurza się mała iskra i urasta do wielkiego inspirującego płomienia. Doświadczałam tego wiele razy. Nie warto się poddawać nigdy – przenigdy. Warto żyć i cieszyć się każdą chwilą. Bo każdy cud, jakiego doświadczymy, zostaje w naszym sercu zapisany na zawsze. I naprawdę nie chciałabym przegapić żadnego najmniejszego nawet szczęścia w swoim istnieniu.
To prawda, że życie niesie nam też rozmaite troski, ale po każdej nocy wstaje świt i oczarowuje najpiękniejszymi kolorami. To też sprawdzone. Po burzy wychodzi słonce, po deszczu pojawia się tęcza, a po płaczu przychodzi czas na śmiech. Wszystko się tutaj na Ziemi przeplata i to od nas zależy, na co patrzymy z emocjami, co zasilamy i na czym skupiamy uwagę. Możemy wyolbrzymiać problemy, ale możemy je umniejszać. Możemy za to nauczyć się wyolbrzymiać radości i przyjemności. Możemy nauczyć naszą podświadomość poszukiwania dobra i ustawić wewnętrzny kompas tak, aby zawsze nas prowadził w stronę światła, a nie w stronę cienia. To jest dostępne dla każdego.
Czasem myślę nieco przewrotnie, że wszystkie problemy, których doświadczamy, pojawiają się wyłącznie po to, żebyśmy mocniej doświadczali szczęścia. Przez kontrast. Kiedy jest dobrze i leniwie, to nawet emocje stają się jakieś letnie. A kiedy ocieramy się o śmierć albo dotykamy jakiegoś innego dramatu, to po wszystkim zachwyca nas świergot wróbli za oknem i promień słońca spadający jasną plamką na nasze dłonie. Cieszy zapach chleba i smak zwykłej wody. Doceniamy wszystkimi zmysłami piękno, o którym zdążyliśmy zapomnieć, a które cierpliwie otacza nas każdego dnia. Ono się nigdy nie znudzi. Podobnie jak Anioły, które wytrwale nas podnoszą po każdym upadku, choćbyśmy upadali sto razy dziennie. Wszystko zawsze prowadzi nas do miłości.