Internet jest wypełniony mitami i bajkami na każdy temat. Bo internet – jak papier – przyjmuje wszystko. Także nie sprawdzoną niczym teorię. Reiki jest chyba jednym z tych obszarów, gdzie pojawia się najwięcej bezsensownych informacji. I tym razem nie chcę polemizować z przeciwnikami tej pięknej metody – każdy ma bowiem prawo mieć własne zdanie. Ma też prawo nie chcieć zajmować się pracą z energią. A nawet bać się tego, czego nie rozumie.
Tym razem pragnę wyprostować znaleziony w sieci błąd, który publikuje ktoś, kto nie ma odpowiedniego doświadczenia. Ta osoba głosi mianowicie, że nie powinniśmy pracować z Reiki dla umierających i zmarłych, ponieważ jest to energia ożywiająca wszystko. Uzasadnieniem ma być tłumaczenie energii „Ki” jako zakotwiczającej nas w życiu i zatrzymującej w materii, co rzekomo ma utrudniać odejście osobie, która przechodzi na drugą stronę. Temat to o tyle kontrowersyjny, że tak naprawdę nikt z nas nie wie na pewno, jak wygląda śmierć i co jest po drugiej stronie… Czy w ogóle coś jest? Ktokolwiek doświadczył śmierci, jest już poza naszym zasięgiem. Zatem wszystko, o czym tu napiszę, wymyka się naukowemu spojrzeniu.
Jednak można tu wiele zweryfikować, ponieważ możemy towarzyszyć odchodzeniu drugiego człowieka. A ja nie tylko uczę, jak pracować z Reiki dla umierających, ale sama tego doświadczyłam. Kilka razy. O tym właśnie chcę Wam opowiedzieć. Jakkolwiek trudne to i bolesne dla mnie wspomnienia, zdecydowałam podzielić się tym wszystkim, co widzę i czuję. Głównie po to, aby praktycy i miłośnicy Reiki mogli przeciwstawić to innym teoriom i w pełni korzystać z dobrodziejstwa tej pięknej energii. Od trzydziestu lat pracuję z metodą Reiki. I doświadczam. To, o czym tutaj systematycznie piszę, mocno wychodzi poza teoretyczne analizy słów.
Najważniejsza informacja to, że nie tylko możemy robić Reiki dla umierających, ale nawet powinniśmy. Mnie przekazano takie właśnie nauki już dawno temu. Jeden z pierwszych polskich mistrzów Reiki bardzo wyraźnie mówił o tym na seminarium, kiedy w naszym kraju oprócz niego nauczało może dwóch tylko nauczycieli. Mam do niego pełne zaufanie, ponieważ w tej akurat linii ogromnie przestrzega się czystości przekazu. Nie ma tam eksperymentów i nowinek. Wszystko przekazuje się tak, jak nauczał Mikao Usui, a następnie Hawayo Takata.
O Reiki dla umierających pisze także w swoich książkach Mistrzyni Paula Horan – duży autorytet w dziedzinie Reiki. Autorka wielu książek na temat Reiki i rozwoju duchowego. Na język polski została przetłumaczona tylko jedna z nich, bodaj najpiękniejsze znane mi opracowanie o energii: „Siła Reiki”. W oryginale można przeczytać pozostałe tytuły. O korzystnym oddziaływaniu Reiki dla odchodzących pisał także mój przyjaciel Andrzej Bednarz w książce „Życie z… Reiki”. Ta lektura jest niekwestionowanym podręcznikiem dla wszystkich adeptów tej pięknej sztuki. Znajdziemy na ten temat informacje także w innych opracowaniach.
Na początku mojej drogi w pracy z energią próbowałam traktować Reiki jak narzędzie, które muszę precyzyjnie opanować, bo inaczej coś mogę zrobić nie tak. Kupiłam sobie nawet Atlas Anatomii, by wiedzieć, gdzie przykładać ręce i uczyłam się przebiegu meridianów. Dopiero po jakimś czasie zrozumiałam, że Reiki jest energią inteligentną, która nie potrzebuje moich instrukcji. Ponieważ żyjemy w świecie wolnej woli, potrzebuje mojego przyzwolenia i otwarcia. Resztę robi sama. Dzisiaj w moim odczuciu najskuteczniejszą intencją jest: „Reiki, zrób wszystko, co najlepsze…”
Co ważne: Reiki nigdy nie czyni krzywdy. Nie szkodzi. Nie można zabiegiem zrobić czegoś niedobrego, bo to niemożliwe. Twierdzenie, jakoby zatrzymywała umierającego, zadając mu niepotrzebne cierpienie jest równie bezzasadne, jak przekonanie, że Reiki ożywia i powiększa komórki rakowe. Takie bzdury też słyszałam. Tak się nie dzieje, ponieważ Reiki jest przedłużeniem Najwyższego Źródła i zawsze wybiera Najwyższe Dobro. Myślenie, że ta energia może zaszkodzić jest podobna do wiary w to, że jeśli niewłaściwie się pomodlę, to Bóg mi da po głowie zamiast pomóc, co oznaczałoby, że Stwórca niewłaściwie pokierowany, nie wie, co ma robić. Reiki jest kwintesencją nie tylko fizycznego uzdrowienia, ale przede wszystkim ponadczasowej wiedzy i mądrości, do której nawet nie mamy dostępu. Wskazuje na to także sam proces uzdrawiania energią. Wbrew pozorom nie działa ona zawsze i wszędzie jak magiczny eliksir, lecz wymaga od chorego zmiany myślenia i oglądu świata, czyli zgodnie z psychosomatyką, skłania do uzdrawiania wnętrza, a dopiero w drugiej kolejności pomaga naprawić chore ciało.
Adepci drugiego stopnia bardzo często robią zabiegi na sytuację, prosząc o najlepsze rozwiązanie i nie określając, co by to miało być, co oznacza, że ufają tej boskiej inteligencji zawartej w Reiki. Bywa, że sięgają poprzez energię nawet do długów karmicznych. Dlaczego zatem mamy myśleć, że Reiki będzie kogoś krzywdzić i działać przeciwko duszy, która zdecydowała się odejść? Reiki działa na wszystkich poziomach i – według mojego doświadczenia – na poziomie duchowym pracuje szerzej i o wiele intensywniej niż obserwujemy to na płaszczyźnie naszej fizyczności. Dla mnie Reiki jest przede wszystkim metodą duchową. Zatem z pełnym zaufaniem powierzyłabym tej energii swoją duszę w moich ostatnich chwilach. Tyle teoria. A praktyka?
Kilkanaście lat temu w nocy, śpiąc, umarła moja babcia. Wieczorem zasnęła… i w ten sposób przeszła, nie rozumiejąc, że nie śni, lecz umarła. Czułam jej obecność długo po tym, jak zabrano z domu jej ciało. Jeden z moich znajomych potwierdził, że ona nadal jest obecna, ponieważ nie wie, co się stało. Korzystając z możliwości Dwójki Reiki przekazywałam jej energię. Nie jej ciału, które zabrano do kostnicy, lecz temu, co jest poza ciałem w każdym z nas. W intencji prosiłam o rozświetlenie drogi i wyjaśnienie sytuacji. Robiłam Reiki kilka razy, także w nocy. Dopiero następnego dnia poczułam, że babcia uwolniła się od tego, co ją tu zatrzymywało. Odeszła naprawdę.
Kilka lat temu umierał mój teść. Razem z córkami na zmianę robiłyśmy mu Reiki, w intencji ulgi i tego, co dla niego najlepsze. Przykładając dłonie, nie wiedziałyśmy tak naprawdę, czy umrze za miesiąc, za kilka dni czy może całkiem wyzdrowieje. Odszedł pod naszymi rękami, ponieważ jego dusza taki moment sobie wybrała. Odszedł spokojnie, bez oznak cierpienia. Chwilę potem cały pokój szpitalny roziskrzył się od obecności Aniołów. Najbliższej nocy mój teść przyszedł do mnie i podziękował mi za pomoc w przejściu na drugą stronę.
Dwa lata temu zmarł mój tato. Umierał świadomie. Przez cały dzień. Przychodziłam do niego i siedziałam przy nim, nie wiedząc, ile dni mu zostało i czy umrze, czy wyzdrowieje. To zawsze wybór duszy, nie nasz. Rozmawiałam z nim, okrywałam kołdrą, poiłam wodą i przykładałam ręce, na krótkie piętnastominutowe sesje Reiki, w intencji, by było jak najlepiej, by nie cierpiał. Za którymś razem zatrzymał moje ręce na dłużej i poprosił bardzo wyraźnie, abym mu pomagała, robiąc Reiki, ponieważ czuje, że to ułatwia mu odejście. Do samego końca robiłam mu Reiki i poprosiłam znajomych, aby wsparli nas na odległość. To ważne dla wszystkich, którzy uważają, że nie należy robić Reiki umierającym. Mój umierający tato – powtórzę raz jeszcze – poprosił, aby mu pomagać energią. Za życia podchodził do tego sceptycznie i właściwie nie robiłam mu zabiegów, bo ich nie chciał. Umierając, poczuł, że to jest dobre i niesie mu pomoc.
Na koniec ostatnia historia, chociaż znam ich o wiele więcej. Tato mojej przyjaciółki chorował na raka. Nie chciał Reiki, ponieważ bał się i nie życzył sobie tego. Uszanowaliśmy jego wolę i nie robiliśmy mu zabiegów. Po śmierci przyszedł we śnie do swojej kuzynki, adeptki drugiego stopnia Reiki i w otoczce przejmujących scen poprosił o przeprowadzenie do Światła. Ta pani, jak tylko się obudziła, natychmiast zrobiła zabieg dla duszy, wykorzystując drugi stopień.
Pojęcie „przeprowadzania duszy” jest dla nas reikowców czymś zupełnie powszednim. Przez kilka lat pracowałam u boku mistrza, który miał taki wgląd i widział dusze po śmierci. Nauczył nas także, jak z pomocą energii Reiki na poziomie drugiego stopnia, przeprowadzić na wyższy poziom egzystencji te dusze, które zatrzymały się przy ziemi, nie umiejąc przejść wyżej. Wówczas sama jeszcze nie czułam i nie widziałam, polegałam na zaufaniu do nauczyciela i kilku innych osób, które „widziały” więcej ode mnie. Dopiero z czasem rozwinęłam w sobie dodatkowy zmysł. Niemniej jednak sam proces przeprowadzania za pomocą Reiki jest dla mnie oczywisty. Reiki jest Światłem z Najwyższego Źródła i tworzy świetlistą ścieżkę, widoczną dla każdej duszy. Moje doświadczenie wskazuje, że umierający w Reiki przechodzą od razu do Światła, nie zawieszają się w fizyczności.
Właśnie dlatego nie tylko można, ale wręcz trzeba robić Reiki przechodzącym na drugą stronę, a także duszom osób zmarłych, jeśli czujemy, że jest taka potrzeba. Reiki jest przede wszystkim Światłem Miłości, a Miłość możemy wysyłać w przyszłość, w przeszłość i w inne wymiary. Nigdy nie skrzywdzimy tym ani siebie, ani innych.