Po przekroczeniu pewnego wieku, kiedy nadchodzi Dzień Urodzin, u każdego pojawia się przebłysk zdziwienia: „to już tyle?”. Najczęściej zastanawiamy się, jakim cudem tyle lat umknęło tak szybko i gdzie się podziały te wszystkie chwile, które wydawały się nie mieć końca? Większość z nas doskonale pamięta różne wydarzenia z dzieciństwa, z młodości, ze szkoły. Ja nawet miewam sny o tym, że siedzę w szkolnej ławce i razem z koleżankami przygotowujemy ściągi na klasówkę z fizyki czy matematyki. Jakby to było wczoraj. Kiedy się budzę, śmieję się zaskoczona, bo szkołę skończyłam tak dawno. Tak bardzo dawno temu.
Niektórych kolejna liczba na torcie może przerażać, szczególnie, kiedy pokazuje tę „drugą część” ludzkiej drogi, tę po czterdziestce. Jednak jakość naszego życia bardzo się zmieniła, nie musimy odczuwać smutku czy obawy, bo bez względu na metrykę zawsze można cieszyć się chwilą. Kiedy mamy swoje pasje, kochającą rodzinę i w miarę znośne zdrowie, nasze istnienie pulsuje głębokim i wielobarwnym sensem, niezależnie od tego, ile dziesiątek lat mamy za sobą. Można cieszyć się życiem i czerpać z niego pełnymi garściami, to zawsze nasz wybór.
Wiek jest w nas i nie ukrywam, że ja ciągle i niezmiennie mam dwadzieścia kilka lat. No, może trzydzieści. Myślę tak samo, kocham tak samo, cieszę się drobiazgami i zachwycam tęczą w kałuży jak wiele lat temu. Nie postarzałam się od chwili, kiedy osiągnęłam jakąś tam zdrowo rozsądkową dojrzałość. Na pewno myślę i wybieram inaczej niż nastolatka, ale moja chęć doświadczania życia jest taka sama jak w młodości. Rozwijam się – bez wątpienia. Mam inne spojrzenie na duchowość niż kiedyś. Uczę się nowych rzeczy. Ale przecież każdy z nas odkrywa nowości, bo sam świat ewoluuje. Kiedy byłam młoda, nie istniały telefony komórkowe ani internetowe media. Życie było inne niż dzisiaj. Transformacja jest nieuchronna i naturalna. Wynika z dostosowania.
Jednak w głębi swojej istoty jestem taka sama jak kiedyś. Mój odbiór przemijania jest zatem taki, że starzeje się tylko moje ciało. Pojawiają się zmarszczki, skóra staje się sucha, włosy rzadsze, jestem słabsza, szybciej się męczę, trudniej mi schudnąć – a w młodości byłam jak igiełka, ważyłam 48 kilogramów. Patrzę na swoje odbicie w lustrze i dziwię się, jak to możliwe, że w tym starym ciele tkwi wewnątrz młoda, otwarta na życie istota? To ciało nie pasuje kompletnie do tej trzydziestoletniej dziewczyny wewnątrz, która nadal jest zakochana w mężu, w słońcu, w górach, w radości życia. Gdyby ciało odzwierciedlało to, co nosimy w środku, byłabym nadal seksowną młodą kobietą.
Myślę, że kiedy pozwalamy sobie być sobą, to żyjemy podobnie jak wcześniej. Realizujemy marzenia, zwiedzamy świat, malujemy obrazy, poznajemy nowe rzeczy, jesteśmy twórczy, pozwalamy prowadzić się pasji i radości życia. Poznać to przede wszystkim również trochę po wyglądzie. To te wszystkie starsze panie, które ubierają się kolorowo, noszą biżuterię, mają zawsze zadbane dłonie i delikatny makijaż, chętnie się śmieją i nie opuszcza ich poczucie humoru. Mają w życiu coś więcej niż tylko potomstwo. Żyją życiem swoim, a nie życiem swoich dzieci.
Są i tacy ludzie, których nastawienie do życia jest spójne z siwymi włosami i podeszłym wiekiem wypisanym na twarzy. Emanuje z nich smutek. Czasem to efekt bolesnych doświadczeń, ciężkiej żałoby – czegoś, co ich pokonało swoją destrukcyjną mocą. Gasną i pokazują nam starość, jako coś szaro burego, ponurego, trudnego, dramatycznego. Ale są i tacy, którzy świadomie wybierają „starość psychiczną”, ponieważ uznają, że tak wypada. Myślę, że to błąd, bo zaprzeczamy w ten sposób samym sobie. Jeśli we mnie w środku jest nadal młoda i zakochana w życiu kobieta, to chyba inni też tak się czują? A może nie? Może coś im to uniemożliwia? Na przykład nazbyt poważny styl życia i świadoma rezygnacja z radości czy przyjemności albo poświęcanie się dla innych, własny kosztem rzecz jasna. Wówczas pod pomarszczoną skórą może być w człowieku smutna, stara osoba, która czuje się zmęczona życiem.
Niektórzy powiadają, że wiek to tylko liczba i pokazują palcem osiemdziesięciolatków zdobywających górskie szczyty, uprawiających sporty, żeniących się. Tak i nie – prawda jest pośrodku. Jak każde reklamowe hasło, tak i ta zasada nie dotyczy wszystkich. Pomimo najszczerszych chęci nie zawsze mamy zdrowie, aby móc popisywać się sportowymi wyczynami w jesieni życia. To nie jest bowiem wyłącznie kwestia dbałości o ciało, jak chcą nas przekonać niektórzy – szczególnie ci, którzy zarabiają na treningach. To przede wszystkim program duszy, czasem karmiczne historie, które nie pozwalają nam na wszystko, czego pragniemy.
Często powtarzam, że można o wiele więcej niż myślimy, że ograniczenia powstają w naszym umyśle. Ale warto pamiętać, że nasza moc sięga tylko do granic programu duszy. Rzecz nie w tym, by się poddawać i ze smutkiem patrzeć na upływające lata, ale znaleźć dla siebie radość w tym, co możemy odkryć wykorzystując swój potencjał. Bo życie zawsze może być piękne, nawet wtedy, kiedy patrzymy z poziomu wózka inwalidzkiego. Mam takich uczniów – dla mnie to najwięksi Mistrzowie Życia. Osiągają tak wiele, pomimo ogromnych trudności.
Zatem to zawsze my sami określamy jakość swojego życia. Jeśli wszechświat zamyka przed nami wybrane drzwi to tylko dlatego, że otwarte są jakieś inne – często lepsze dla nas, chociaż początkowo trudno to zobaczyć. Starość też zależy od tego, czy umiemy skorzystać z każdej szansy na radość i miłość. Czy wolimy kochać, czy się obrażać? Czy wolimy tworzyć, czy niszczyć? Czy wierzymy w siebie, czy kopiujemy cudze pomysły? Czy dostrzegamy piękno świata, czy wybieramy węszenie spisków, zła i potworności, przed którymi trzeba się chronić? To zawsze my budujemy swoje życie od pierwszego oddechu do ostatniego. Wiek to nie liczba. Wiek to mozaika doświadczeń – tym piękniejsza, im więcej w niej miłości i zachwytu.