Być sobą, takim prawdziwym rzeczywistym sobą, wydaje się być najtrudniejsze dla wielu ludzi. Wszystko dlatego, że każdy chce być Kimś. Koniecznie przez duże „K”. Wynika to z mylnego przekonania, że jeśli nie jest się Kimś, to jest się nikim. Tymczasem nie możemy być nikim, bo każdy z nas jest absolutnie unikalny, cudowny, boski, jak tylko unikalne może być prawdziwe Światło i Miłość zamknięte w fizycznym ciele. Nawet wyjątkowość naszych odcisków palców udowadnia, że nie ma dwóch takich samych ludzkich istot.
Jesteśmy tu dla siebie. Jesteśmy tu dla odkrywania własnej doskonałości. Jesteśmy też dla zwyczajności i naturalnego zachwytu błękitem nieba, kwitnącym drzewem, zielenią łąk. Jesteśmy dla swoich własnych pomysłów, rozwijania wyjątkowych talentów, które każdy posiada, dla swoich refleksji i swoich snów. Próba ubrania się w cudze odkrycia i cudze marzenia pozbawia nas szansy na to, co dla nas najważniejsze – na nasze autentyczne życie, zabarwione prawdziwą myślą. Każdy jest jak płatek śniegu – jedyny, niepowtarzalny. Przychodzi na świat by emanować swoją odrębnością i dzielić się ze światem Kim Jest W Istocie.
Każdy człowiek jest ważny. Każdy jest niezbędną częścią wielkiej kosmicznej układanki. Każdy dokłada do potężnej mozaiki życia kawałek czegoś wyjątkowego. Każdy. Taki, jaki jest w swojej prawdziwej naturze. Dlatego takie istotne jest, by umieć docenić samego siebie, dostrzec w sobie całe bogactwo rozmaitych jakości i zdolności. Emanować sobą i swoją niepowtarzalnością, która jest nam dana po to, byśmy wspólnie tworzyli całość Istnienia. Nie warto tego zastępować cudzymi maskami. Tacy, jacy jesteśmy, jawimy się najlepsi we wszechświecie.
Jest takie mądre powiedzenie, że nikt nie będzie lepszym mną ode mnie i to jest klucz do pojmowania prawdziwego sensu istnienia. Każda dusza schodzi na Ziemię w określonej ludzkiej osobowości, w starannie dobranym ciele, aby być właśnie tą osobą. Z takimi cechami, z takimi nogami, kolorem oczu i niesfornymi włosami. Czasem z odstającymi uszami, a czasem z matematycznym geniuszem. Czasem z talentem artystycznym, a czasem z kompletnym brakiem słuchu muzycznego. To wszystko ma sens, to jest w sposób przemyślany dopasowane do tego, czym dusza chce emanować tu na Ziemi.
W naszej niezwykłej erze, zdominowanej przez media i kształtowanej przez influencerów, ludzie zapominają, co to znaczy być sobą. Ubierają się i czeszą, jak znane gwiazdy sceny. Zachowują jak popularni youtuberzy. Dokonują wyboru jak ktoś znany w sieci, kto im zaimponował. A przecież każda decyzja to ruch energetyczny, który określa nasze istnienie. Powinna być nasza, niepowtarzalna, suwerenna, zgodna z pieśnią naszej duszy, a nie skopiowana od innej osoby. Inni ludzie – w tym także ci sławni – mogą nas inspirować, ale nie powinni być sztampą, od której odbijamy smutną kopię innego człowieka.
Nie dziwi mnie młodzież, która szuka swojego indywidualnego wyrazu. Jednak dziwią mnie dorośli. Ci dorośli, którzy zakopują głęboko samych siebie, by powielać kogoś innego, kto jest lubiany, doceniany, szanowany. Bierze się to z niskiego poczucia wartości i braku wiary we własną doskonałość. Tacy ludzie zwyczajnie zazdroszczą komuś, kto „lśni”. Czasem kopiują jego pomysły, tematy, nazwy, a nawet sny, przez naiwną wiarę w to, że jeśli założą na siebie maskę tej osoby, to spłynie na nich piękno tego, którym chcieliby być. Tak się nie dzieje. Ich prawdziwa natura żałośnie wygląda spod resztek przebrania i powstaje jakiś żałosny miks. A przecież najlepiej być sobą. Zawsze.
Najmocniej ten problem dotyka ludzi, którzy chcą dowartościować siebie przez władzę nad innymi. Ludzi, którzy zeszli na Ziemię, by tworzyć i rozświetlać świat przez sztukę, a teraz pragną rządzić. Pragną sławy i wysokiego piedestału, pomnika z wyrytym własnym nazwiskiem. Na siłę próbują być liderem lub uczyć i pouczać innych, chociaż nie mają do tego talentu, bo ich zdolności prowadzą w zupełnie innym kierunku. Co gorsza gromadzą negatywną karmę, ponieważ próbują przewodzić innym wbrew własnej duszy i wiodą ludzi na manowce.
Czasem myślę, że nie ma nic gorszego niż ślepa uliczka spragnionego chwały i podziwu podróżnika, tęskniącego za tym, by inni bili mu pokłony i zachwycali się nim na ślepo. Nie myślę o tych, którzy pozwalają się zwieść, bo to ich suwerenny wybór, ale o tych, którzy dla oklasków wchodzą w cudzą rolę, zaniedbując istotę samego siebie. Cóż, potrzeba wywyższania się nad innych i udawania kogoś lepszego od reszty świata, jest bardzo niską, lucyferyczną jakością. Nigdy nikomu dobra nie przyniesie.
Tacy ludzie udają kogoś, kim nie są, zupełnie bez potrzeby, bo gdyby objawili światu swoją prawdziwą naturę, byliby najpiękniejsi i najbardziej wyjątkowi. Byliby doskonali w tym, Kim Są W Istocie. Zależnie od panującej mody, zależnie od czasów, w których przyszło im żyć, mogliby być popularni i podziwiani lub całkiem odwrotnie – niezauważani. Ale nie żyjemy tu po to, by nas zauważano. Wystarczy być sobą, bez lansu i pogoni za oklaskami. Bo kiedy odejdziemy z tego świata, spadną wszystkie maski i dusza z rozpaczą podsumuje życie, przebyte w cudzych butach.
Myślę, że sława jest ogromną pułapką. W czasach mediów wielu chce być podziwianymi przez innych. Nie ma w tym niczego złego, dopóki nie staje się to głównym celem naszego życia. Mamy realizować samych siebie, nasze unikalne talenty, a nie to, co akurat modne i podziwiane. Nie żyjemy tu dla podziwu, ale dla samospełnienia, którego nikomu nie da popularność. Ona może być efektem dodatkowym realizacji naszych unikalnych talentów, ale nie powodem określonych działań.
Duchowi Mędrcy od dawna powtarzają, że prawdziwe oświecenie przychodzi dopiero wtedy, kiedy przestajemy zabiegać o oklaski i cudzy zachwyt, kiedy pozwalamy sobie na to, by stać się kroplą w oceanie, by stać się iskrą w wielkim płomieniu życia. Dopiero wtedy, kiedy przestajemy udawać i mamy odwagę być kimś zwyczajnym, nieznanym, cichym i ukrytym w tym, co kochamy, dopiero wtedy stajemy się autentyczni i zaczynamy emanować swoją prawdziwą boską mocą. Bo jesteśmy tu na Ziemi dla uznania swojej wspaniałości.