O sposobach na dobry związek pisałam już wiele razy, podkreślając między innymi znaczenie poczucia własnej wartości, komunikacji czy przytulania. Myślę, że do tego zestawu warto dodać coś wyjątkowo prostego i oczywistego, a mianowicie radość życia. Z mojego doświadczenia wynika, że szczęśliwy związek to taka relacja, w której oboje cieszymy się każdą chwilą, szukając pozytywnych aspektów w naszej bliskości.
Często problemy w związku zaczynają się od oczekiwań. Oczywiście tych niespełnionych. Wygląda to tak, że traktujemy partnera jako kogoś, kto ma do wykonania określone zadania. Nie mówię tu o oczywistym podziale obowiązków i wymianie dawania i brania, ale o tym, że kiedy miną pierwsze uniesienia, zaczynamy skupiać się na brudnych naczyniach, bałaganie czy potrzebie zrobienia zakupów, zamiast na uczuciach. To ten czas, kiedy rozpadają się nasze marzenia wyrosłe na wspólnym radosnym spędzaniu wieczorów i na przyjemnościach. Odkąd mieszkamy razem coraz rzadziej zajmujemy się zabawą i radością, a coraz częściej traktujemy siebie nawzajem zadaniowo. Każdy ma coś do odrobienia. Taka specyficzna dorosłość i odpowiedzialność… która niestety bywa pułapką dla uczuć.
Podstawą dobrego związku jest celebracja chwili. Miłość to delikatna i piękna roślina, która najlepiej czuje się w ciepłym i radosnym klimacie. Ludzie, którzy spędzają razem czas na przyjemnościach są do siebie nastawieni bardziej pozytywnie, niż ci, którzy pracują w pocie czoła – każdy osobno. Nie odkrywam tu Ameryki. Czasem warto wtulić się w siebie i pooglądać razem filmy, głaszcząc się wzajemnie lub pójść się zabawić, a sprzątanie zrobić potem wspólnie i szybko. I chociaż każdy z nas woli spędzać czas w czystym mieszkaniu, a piętrzące się w zlewie stosy naczyń bywają denerwujące, warto znaleźć złoty środek i czasem odpuścić sprzątanie na rzecz przytulania. Czasem. Chodzi o to, by nie odmawiać stale partnerowi, tłumacząc: „mam jeszcze tyle do zrobienia”. I dodam, że w takiej sytuacji mądry mąż odpowiada: „zostaw, pomogę ci i zrobimy to później razem, a teraz pooglądajmy razem film”. Tak to powinno działać. W dobrych związkach wiele rzeczy robi się wspólnie i jest to wspaniałe.
Druga rzecz, na którą warto zwrócić uwagę to przenoszenie emocji. Często wracamy do domu rozdrażnieni i zmęczeni sytuacją w pracy, po czym bezmyślnie wyładowujemy złość na ukochanej osobie. To standard – ponieważ nie można powiedzieć do słuchu szefowi, zaciskamy zęby i miło się uśmiechamy, a całą frustrację przynosimy do domu i zrzucamy na partnera. A po co? Przecież partner to ktoś, kto powinien nas ukoić, bo taką właśnie moc posiada.
Przyznaję, że jeśli zdarza mi się trudny dzień, to natychmiast mówię mężowi o tym, aby nie myślał, że to on jest przyczyną mojego rozdrażnienia. I zawsze wtedy proszę, aby mnie przytulił. Odkryłam już dawno temu, że kiedy zanurzę się w ramionach ukochanego, to już po chwili wszystkie negatywne emocje topnieją jak wosk… Jaki to prosty i przyjemny sposób na dobre samopoczucie. Warto uświadomić sobie, że pełen miłości dotyk może wiele uzdrowić, nie ma więc sensu z tego rezygnować na rzecz wyplucia z siebie nagromadzonej frustracji. Jeśli jednak ta frustracja domaga się ujścia, można po prostu wziąć poduszkę i walić w nią tak dugo, a z nie opadniemy z sił. A potem spokojnie wtulić się w partnera albo wypić z nim w zgodzie herbatę – co kto woli..
W związku warto cieszyć się każdą chwilą. Wymaga to od nas otwartości na radość i umiejętność odczuwania dystansu do drobiazgów bez znaczenia. Jak we wszystkich obszarach życia, tak i tutaj kierujemy się pozytywnym myśleniem. Po przełożeniu tej mądrej zasady na codzienność, odnajdziemy prawdziwe zadowolenie w swojej relacji. Co to oznacza? Na przykład nie przejmowanie się rzuconymi niedbale brudnymi skarpetkami. O wiele łatwiej i zdrowiej je podnieść i spokojnie włożyć do kosza na pranie, niż robić awanturę. I nie chodzi tu tylko o wygodę, ale także o zasadę pilnowania własnych myśli. Jeśli z powodu jednej pary skarpetek wejdę w paskudne emocje, podniosę głos, a może nawet pokłócę się z mężem, to stworzę kawałek negatywnej rzeczywistości. Spadnie mi energia i przez najbliższe godziny będę przyciągała kolejne niemiłe wydarzenia. Po co, skoro można te nieszczęsne skarpety podnieść bez tracenia energii?
Czasem sami wyszukujemy powody, aby się czepiać. Wracamy zmęczone, obładowane siatkami pełnymi zakupów, a tu partner leży wygodnie i ogląda telewizję. Dostajemy furii z zazdrości, że jemu tak dobrze, a my tak się musimy męczyć. Stąd krok do awantury. Warto wyhamować i wziąć głęboki oddech. Pomyśleć: „przecież go kocham, a on nie leży na złość mi, wystarczy to inaczej zorganizować”. I następnym razem wysłać partnera do sklepu, by dźwigał ciężary. Czasem wystarczy nauczyć się prosić o pomoc i konsekwentnie jej domagać. Bardzo często cierpimy na własne życzenie, bo chcemy wszystko robić same, bo nie umiemy komunikować swoich potrzeb. Równowaga w dawaniu i braniu jest w związku ogromnie ważna.
Warto we wszystkich trudnych sytuacjach starać się pilnować pozytywnego myślenia. Generalnie trzeba pamiętać o tym, że nasz partner to ktoś, kogo kochamy i dla kogo chcemy jak najlepiej, a nie worek treningowy, na którym możemy wyżyć się za wszystkie życiowe niepowodzenia. Kiedy patrzymy na męża czy żonę, myślmy o tym, za co kochamy tę osobę, dlaczego jest nam bliska i co nas w nim czy niej urzekło. To trzeba powtarzać jak afirmację – to uzdrawia uczucia. I działa rzecz jasna w obie strony. Im bardziej dbam o kochanie siebie i kochanie partnera, tym więcej miłości przyciągam z jego strony.
Ma to też ogromne znaczenie dla związku, jeśli potrafimy doceniać partnera. Pisałam już o tym, że nie ma ideałów. Nasz ukochany też ma mnóstwo różnych słabości. Ale przecież jest nasz, jest kochany. Być może jest ojcem naszych dzieci. Być może z czułością całuje nas przed snem w czoło. Być może stara się zapewnić nam jak najwięcej pieniędzy. Myślenie o tym, co dobre i za co kochamy partnera – wzmacnia nasze uczucie i więź między nami, a przez to sprawia, że odnajdujemy przyjemność we wzajemnej bliskości i spędzaniu czasu razem.
Jeśli natomiast będziemy analizować wszystkie wady tego człowieka i w kółko mamrotać pod nosem, jaki jest beznadziejny, to bardzo szybko zabijemy własne uczucia. Jak potem cieszyć się ze związku, w którym wygasła miłość i dominuje niechęć? To prosta droga do unieszczęśliwienia samej siebie. Prosta i często niestety stosowana, chociaż jak sądzę raczej nieświadomie. Ciągłe narzekanie na partnera jest bardziej nawykiem przejętym od innych kobiet, nierzadko od własnej matki, która też nie umiała inaczej postępować. A wcale nie musimy przestać kochać kogoś tylko dlatego, że rozrzuca skarpety i wyleguje się przed telewizorem. A niech tam rozrzuca. A niech sobie leży.
Obserwując moich klientów, zauważam, że w każdym człowieku można znaleźć zarówno dobre strony, jak i te złe. To my w danym momencie decydujemy, co wybieramy i na czym będziemy ogniskować uwagę – na pozytywach czy negatywach. Tylko nie uświadamiamy sobie przy tym, że dokonując wyboru, wybieramy także miłość i czerpanie szczęścia w ramionach ukochanej osoby lub niechęć, która konsekwentnie narasta, prowadząc nieuchronnie do dramatu zdrady czy rozstania.
Podnosząc poczucie wartości minimalizujemy ilość sporów w związku. A jeśli już się pojawiają, możemy próbować obracać konflikt w żart lub szukać dobrych aspektów sprawy. Bardzo pomaga umiejętność wyłapywania wzorców, którymi takie doświadczenie przyciągamy. Nic nie dzieje się bez przyczyny i nawet jeśli partner nam coś zarzuca i atakuje nas bez powodu, to u podstaw leży jakiś nasz kompleks, który w ten sposób wychodzi na światło dzienne, domagając się uzdrowienia. Świadoma praca z podnoszeniem własnej wartości działa niemal od ręki. Można rozwiązać problem i pogodzić się nawet w ciągu godziny.
Na koniec jeszcze jedna sugestia, która polega na tym, by skupiać się na tym, czego pragniemy. Im częściej myślimy o tym, co ważne i dobre, tym szybciej to przyciągniemy do swojego życia. Zasada znana z innych obszarów prosperity działa także w relacjach. Zamiast martwić się, że coś nie jest dokładnie tak, jak byśmy chcieli, lepiej marzyć i zasilać energią myśli to, czego naprawdę chcemy doświadczyć.