Odkąd opublikowano SEKRET Rhondy Byrne, w Internecie jak grzyby po deszczu mnożą się nowe blogi świeżo upieczonych doradców sukcesu. Za nauczanie prosperity biorą się osoby, które nie mają żadnego doświadczenia w tej materii. Niemniej – moim zdaniem – lepiej niezbyt dobrze uczyć pozytywnego myślenia, niż myśleć negatywnie. Zatem wspieram wszystkie takie strony całym sercem, a tutaj pragnę tylko skorygować kilka błędów najczęściej powtarzanych przez domorosłych „nauczycieli sukcesu”.
Prosperita pozornie jest bardzo prosta. Bo cóż może być trudnego w pozytywnym myśleniu? Niby nic, jednak czasem potykamy się o drobiazgi, które uniemożliwiają nam swobodne działanie. W praktyce trafiają do mnie po podpowiedź bardzo inteligentni klienci, znający na pamięć prace Briana Tracy, Joe Vitale, Anthony Robbinsa. Wspólnie szukamy skrzętnie schowanej blokady, która uniemożliwia szczęśliwe prosperowanie.
Najpopularniejsza gafa to proponowanie ludziom pracy z kreowaniem „obfitości”. Niewtajemniczonym wyjaśniam, że obfitość w naszej kulturze często – choć oczywiście nie zawsze – kojarzy się z obfitymi kształtami. Wśród moich klientów zdarzyło się kilka razy, że afirmowanie obfitości spowodowało znaczne przytycie, natomiast nie wpłynęło w najmniejszym stopniu na zawartość portfela. Warto zatem poszukać bezpieczniejszego słowa. Mamy do wyboru: bogactwo, dobrobyt, dobrostan, zamożność, majątek, świetne finanse, wysokie zarobki, duże pieniądze itp. W pracy z klientem szukamy zazwyczaj indywidualnego symbolu, który będzie odpowiednio programował konkretną podświadomość.
Na niektórych blogach, ukierunkowanych na naukę osiągania sukcesu, pojawiają się coraz to bardziej wymyślne techniki przyciągania pieniędzy. Niektóre z nich namawiają do ciężkiej pracy, rezygnacji z normalnego życia na rzecz systematycznego wysiłku i zdobywania majątku za wszelką cenę. Świeżo upieczeni nauczyciele sukcesu rzucają nam dumne wyzwania, pytając: ile czasu dzisiaj przepracowałeś? Czy pracujesz wydajnie 12 godzin, czy też wolisz oglądać telewizję?
Nie ma nic złego w byciu pracowitym, o ile zachowujemy równowagę pomiędzy pracą a odpoczynkiem. Złoty środek jest w prospericie bardzo pożądanym warunkiem działania. Brak równowagi grozi nam pracoholizmem, ucieczką od rzeczywistości, a w efekcie smutkiem czy nawet depresją. Prowadziłam szkolenia na temat wypalenia zawodowego i pragnę zwrócić uwagę na fakt, że jednym z istotnych elementów naszego zdrowia psychicznego jest racjonalny odpoczynek. Zbyt dużo pracy bywa w sposób oczywisty bardziej szkodliwe dla człowieka niż nadmiar leniuchowania. Pamiętajmy też, że osoba leniwa, którą trudno nam zmotywować do działania, ma zawsze jeden pozytywny punkt w swoim życiu: spędza to życie spokojnie i przyjemnie. Być może marnuje szanse, być może omijają ją spektakularne sukcesy i samospełnienie, ale jej życie jest o wiele przyjemniejsze niż życie pracoholika, który jest zbyt zmęczony pracą, by pozwolić sobie na zwykłą radość istnienia.
Doradca sukcesu, który próbuje nas zmotywować do szalonej pracy, odmawiając nam prozaicznej przyjemności – jaką mogą być dla kogoś np. seriale – ma problem sam ze sobą. Pobieżna analiza takiego wpisu czy wypowiedzi sugeruje… materializm i nie uzdrowiony lęk przed biedą oraz ciągle aktywny wzorzec: „trzeba się natyrać, aby do czegoś w życiu dojść”. Nie interesuje nas doradca, tylko kody, jakich próbuje on nauczyć swoich klientów. Prosperita to przede wszystkim sztuka bycia szczęśliwym. Szczęście Moi Kochani nie polega na tyraniu za wszelką cenę. Szczęście to uczucie, które pojawia się w czasie cudownego spaceru między zielonymi drzewami. To wspaniała kolacja we dwoje i doświadczanie romantycznych uczuć. To magiczna wycieczka do egzotycznego kraju i odpoczynek pod palmami. To usadowienie się w wygodnym fotelu z ciekawą książką lub być może właśnie wieczór spędzony na oglądaniu ulubionego serialu. To także spełnienie poprzez realizowanie swoich pasji. Szczęście możemy osiągnąć na wiele sposobów, rzadko kiedy jednak poprzez ciężką pracę.
Potrzebujemy pieniędzy, oczywiście. Nie zapominajmy tylko, że nie są one celem same w sobie. Mają nam umożliwić spacer, wycieczkę, romantyczną kolację, oglądanie serialu czy cokolwiek innego, co sobie wybierzemy. Są sposobem na realizację marzeń. Tych zawodowych też: pomagają nam ukończyć odpowiednie kursy, zainwestować w firmę, nabyć narzędzia do pracy. Ale mają nam też umożliwić czerpanie radości z życia, poprzez cieszenie się naturalnymi rozrywkami. Mamy różne upodobania. Jeden z nas zainwestuje w sprzęt wspinaczkowy i będzie doładowywał swój psychiczny akumulator w skałkach. Ktoś inny wyda na piękne ubranie i wybierze się na spotkanie z przyjaciółmi do klubu. A jeszcze ktoś inny kupi sobie nowy telewizor i będzie cieszył się oglądaniem filmów. Ważne, aby towarzyszyła tym zajęciom radość i odprężenie. Cóż nam przyjdzie z pełnego konta, jeśli nie umiemy cieszyć się życiem lub nie mamy na to czasu, bo po 12 godzin dziennie „tyramy” na owe pieniądze? Czy skóra warta wyprawki?
Oto często spotykane negatywne wzorce, które niestety emanują z portali „pseudodoradców”, a które z całą pewnością wymagają uzdrowienia:
Aby zarobić, trzeba się ciężko napracować.
Bez pracy nie ma kołaczy.
Tylko pracowici są bogaci, bo ciężką pracą zasłużyli na majątek.
Proponuję zamienić je na jedno proste przekonanie: ZARABIAM PIENIĄDZE ŁATWO, LEKKO I RADOŚNIE, ROBIĄC TO, CO KOCHAM.
Przyznam się Wam szczerze, że dbam o swój komfort i swoje szczęście. Staram się robić rzeczy przyjemne częściej niż te wszystkie konieczne obowiązki. Jeśli zrobię coś, co muszę, zaraz potem robię coś dla siebie, aby wynagrodzić sobie wysiłek. Żyję tutaj na Ziemi dla miłości i radości, a nie po to, by ciężko pracować. Brzmi jak credo lenia? Tak, wiele razy powtarzałam sobie, że jestem leniwa, ale za to szczęśliwa. Do czasu, kiedy moja przyjaciółka z oburzeniem wyprowadziła mnie z błędu: „zwariowałaś?! W życiu nie spotkałam bardziej pracowitej osoby. Czy ty nie widzisz, ile ważnych rzeczy robisz każdego dnia?” – powiedziała i zaczęła mi przypominać, ile godzin spędzam, przygotowując artykuły do magazynów, horoskopy, analizy, nowe teksty na swoją stronę WWW. Nie ma dnia, abym nie poświęciła wielu godzin na to, co naprawdę kocham – na pisanie, astrologię, numerologię. Czasami pracuję do 3 w nocy… W rzeczy samej jest to dla mnie ogromna przyjemność, ale dla osób postronnych, to rzeczywiście może być wielki wysiłek. I tylko ktoś z zewnątrz nazwie to pracą, a mnie pracowitą mróweczką. Ja po prostu cudownie spędzam czas.
Pamiętajmy zatem, że określenie „ciężka praca” wymaga indywidualnego zdefiniowania. Jestem delikatną osobą i nie lubię wysiłku fizycznego, podczas kiedy przy komputerze mogę siedzieć wiele godzin, pisząc czy robiąc coś w programach graficznych. Mój mąż – dokładnie odwrotnie – kocha to, co męczy jego ciało. Jest szczęśliwy wtedy, kiedy cały dzień może pracować fizycznie na linach lub kosić trawę. Często powtarza: „jak cudownie bolą mnie wszystkie mięśnie”. Dawniej wybałuszałam oczy ze zdziwienia, słysząc ten oczywisty absurd! Dzisiaj rozumiem, że dla mojego męża „ciężka praca” to konieczność napisania czegoś na komputerze, a grabienie trawnika i malowanie ścian jest odprężającą przyjemnością. Dlatego właśnie, kiedy robimy to, co kochamy, co sprawia nam przyjemność, możemy robić to wiele godzin, bez poczucia zmęczenia, przymusu czy niezadowolenia. To właśnie jest nasz sposób na życie i na pracę życia. Innymi słowy: sztuka polega na tym, aby zarabiać pieniądze na tym, co naprawdę kochamy.
Zatem mądry nauczyciel prosperity zada nam pytanie: „co zrobiłeś dzisiaj dla siebie? Ile czasu przeznaczyłeś na coś, co kochasz robić? Czy pilnowałeś dzisiaj radosnych pozytywnych myśli?”. Od tego bowiem zaczynamy każdą pracę nad sobą – od podniesienia samooceny, od miłości dla siebie. Dobry nauczyciel nie będzie też rozliczał nikogo z tego, co kto robi ze swoim wolnym czasem i nie pozwoli sobie na manipulację wobec klienta sugestią w rodzaju: „tak, jesteś biedny, bo jesteś leniem i wolisz oglądać seriale, zamiast pracować od świtu do nocy”. Poczucie zmieszania, zakłopotania czy wręcz poczucie winy nie jest dobrą startową pozycją do kreowania czegokolwiek. Zawsze w takiej chwili zadajmy sobie pytanie: czy to, co proponuje ten nauczyciel jest zgodne z tym, co mówi miłość? Czy przyniesie nam coś pozytywnego, pomocnego w rozwoju, czy rezonuje z naszym najwyższym dobrem?
Wszechświat jest pełen harmonii, dlatego jestem spokojna o to, że każdy trafi do takiego nauczyciela, który najwięcej go nauczy i wyląduje na takim portalu czy blogu, do którego dorósł wewnętrznie. Każdy trafia na taki blog i wiedzę, na jakie w swoim przekonaniu zasługuje. Każdy z nas jest na właściwym poziomie i w najbardziej odpowiednim punkcie swojego życia. A każda decyzja, jaką podejmiemy, jest najlepsza na dany moment.