Tym razem nie o afirmacji, lecz o naszym codziennym posługiwaniu się mową. Warto wiedzieć, że słowa są silnym nośnikiem energii, nawet wtedy, gdy o tym nie chcemy pamiętać. Napisano setki książek o pozytywnym myśleniu, a na portalach internetowych moi znajomi wklejają setki motywacyjnych obrazków z pięknymi zdaniami o miłości, radości i dobrej energii. Wydawałoby się, że każdy o tym doskonale wie i świadomie tworzy piękno wokół siebie. Tymczasem rzeczywistość zaskakuje bardziej niż byśmy chcieli. Szczególnie wtedy, kiedy słyszymy, co ludzie mówią i piszą, jakich słów używają nawet ci, którzy chcą uczyć innych rozwoju.
Każdy z nas jest bogiem i boginią. Każdy z nas tworzy swój własny świat. Nie zawsze jest on idealny, bo przecież życie to poligon doświadczalny, na którym omijając różne wyboje i pokonując skomplikowane zakręty, zmagamy się z własnymi emocjami. Nie jest przy tym ważne, na ile nam się udaje, a na ile wpadamy ciągle w te same dołki i pułapki. Ważne, że mamy świadomość na czym polega rozwój i wytrwale podnosimy się, otrzepując z kurzu i podążamy w stronę Światła. Ważne, że kierujemy się Dobrem i pięknem. Jednak trzeba świadomie trzymać kierunek.
Jeśli mamy tworzyć Nową Erę na bazie miłości, to nie możemy lekceważyć tego, co robimy i – uwaga! – tego, co mówimy. Słowa są cudownym materiałem, z którego możemy układać najpiękniejsze wzory miłości, serdeczności i mądrości. Jest to niezwykle łatwy proces tworzenia wspaniałej energii. Powszechnie dostępny, nie limitowany i niezwykle skuteczny. Jedno dobre słowo może zmienić komuś życie na lepsze. Wsparcie, dodanie otuchy, błogosławieństwo – to proste i efektywne narzędzia, które czynią świat wspaniałym miejscem. Spróbujmy swoim językiem wyrażać głównie Dobro i Piękno. Róbmy to też dla siebie – dla własnego zdrowia i samopoczucia. Miłe i pozytywne słowa podnoszą nam energię, dodają sił, wzmacniają i zgodnie z Prawem Przyciągania kreują dobrobyt.
Dobrze jest przy tym umieć zauważyć to, co nam nie służy, a przynajmniej świadomie tego nie zasilać. Słowa wulgarne i złośliwe bardzo mocno ściągają nam energię. Trują, szkodzą, niszczą i to dosłownie na poziomie materialnym także. Zrobiono kiedyś taki eksperyment, w którym przeklinano posiane w doniczce nasiona – w efekcie ziarenka nie wykiełkowały, lecz zmutowały, jakby poddano je szkodliwemu promieniowaniu. Więcej na ten temat napisałam wiele lat temu w artykule o potędze słowa. Skoro tak to działa, to choćby dlatego nie warto przeklinać jak przysłowiowi szewcy.
Rynsztokowe popisy nie mają żadnych cennych właściwości. Wyobraźmy sobie, że wchodzimy któregoś dnia na Facebooka i z każdego profilu witają nas słowa na k… i p…. Wyobraźmy sobie, że w każdym sklepie i w każdym urzędzie takimi słowami do nas mówią… Czy chcemy żyć w takim werbalnym brudzie? Czy to jest nasze wymarzone istnienie? Jeśli tego sobie nie życzymy, to pilnujmy także własnego języka i mowy naszych przyjaciół. Nie pozwalajmy ludziom, by w naszej obecności publicznie „rzucali mięsem”. Chrońmy naszą energię. Budowanie świata zaczyna się od nas samych, od naszej małej osi na FB. Im więcej na niej przekleństw, tym niższa nasza energia. A jeśli ktoś obok rozlewa swoje pomyje – dajmy mu wyraźnie do zrozumienia, że nie akceptujemy paskudzenia naszej energii. Nikogo nie musimy potępiać ani obrażać, ale możemy się odsunąć, wyłączyć, pokazać, że postępuje niewłaściwie.
Każdy jest we właściwym miejscu i czasie. Każdy jest na odpowiednim miejscu swojej ziemskiej wędrówki. Dlatego pan spod budki z piwem i jogin, a także każdy inny człowiek jest tylko i aż – światłem zamkniętym w fizyczności. Światłem, które zeszło tu na Ziemię, by nauczyć się odróżniać swoją prawdziwą naturę od ciemności. Nie zawsze się to tak po prostu udaje. Miotamy się, cierpimy i czasem wymykamy się temu Światłu, które lśni w nas, wpadamy w mrok bólu czy złości. Ale to nie oznacza, że mamy naiwnie przyklaskiwać ciemności. Trzeba mieć świadomość, że należy z tego mroku się wydostać.
Wulgarne słowa atakują przede wszystkim nas samych. Jeśli ktoś myśli, że przez przeklinanie rozładowuje tylko swoje emocje i pomaga sobie w ten sposób, to jest w wielkim błędzie. „Badania pokazują, że słowa o negatywnym zabarwieniu i agresywne zachowania nie osłabiają w nas agresji, ale przeciwnie – wzmacniają ją. Ponadto, dając sobie takie prawo raz, drugi, trzeci i kolejny, tworzymy – w sytuacji emocji, które najczęściej nazywamy gniewem lub złością – nawyk agresywnych zachowań. A może się potem zdarzyć, że nawet bez tej emocji nasze zachowania będą bardziej agresywne, a sposób mówienia atakujący, osądzający, nawet wulgarny” (Iwona Majewska-Opiełka).
Badania pokazują, że słowa o negatywnym zabarwieniu i agresywne zachowania nie osłabiają w nas agresji, ale przeciwnie – wzmacniają ją. Ponadto, dając sobie takie prawo raz ,drugi, trzeci i kolejny, tworzymy – w sytuacji emocji, które najczęściej nazywamy gniewem lub złością – nawyk agresywnych zachowań. A może się potem zdarzyć, że nawet bez tej emocji nasze zachowania będą bardziej agresywne, a sposób mówienia atakujący, osądzający, nawet wulgarny. – See more at: http://www.majewska-opielka.pl/moj-kochany-moja-kochana/#sthash.XwGJBoQW.dpuf
Badania pokazują, że słowa o negatywnym zabarwieniu i agresywne zachowania nie osłabiają w nas agresji, ale przeciwnie – wzmacniają ją. Ponadto, dając sobie takie prawo raz ,drugi, trzeci i kolejny, tworzymy – w sytuacji emocji, które najczęściej nazywamy gniewem lub złością – nawyk agresywnych zachowań. A może się potem zdarzyć, że nawet bez tej emocji nasze zachowania będą bardziej agresywne, a sposób mówienia atakujący, osądzający, nawet wulgarny. – See more at: http://www.majewska-opielka.pl/moj-kochany-moja-kochana/#sthash.XwGJBoQW.dpuf
Mnóstwo moich znajomych dumnie pisze o sobie, że rozwijają się duchowo lub że są wojownikami Światła. Nie pokazali jednak ani swojego świetlistego miecza ani swojej duchowej mądrości, kiedy ktoś pozwolił sobie publicznie na bardzo wulgarną wypowiedź. Potraktowali wiadro pełnych złości pomyj, jak asertywność. Prawdziwa asertywność to nie tylko chronienie własnej przestrzeni, ale także szanowanie przestrzeni drugiego człowieka. Nie wolno nikogo ranić i nazywać tego asertywnością. A kiedy komuś się to czasem zdarzy, warto to naprawić i przeprosić. Najważniejsze, by rozumieć, gdzie popełniło się błąd i więcej go nie powtórzyć. Tymczasem ogromny aplauz dla niewłaściwego działania utrudnia rozumienie, że tak robić nie należy. Że nie tędy droga w duchowym rozwoju. Nikt przy tym nie zauważył, że tym publicznym zjawiskiem poprzeczka duchowego rozwoju została mocno obniżona – można swobodnie kląć! Skoro ktoś to zrobił i wszyscy klaszczą, to znaczy, że to jest dobre… A najgłośniej przecież klaszczą ci, którzy sami sobie nie radzą ze sobą i oto, ktoś, kto był być może autorytetem upadł twarzą w błoto. Och, brawo! Wcale nie jesteś lepszy ode mnie!
Zasady życia i cierpienia są proste: nikt nie może nas skrzywdzić, jeśli nie damy mu na to przyzwolenia. Jeśli ktoś został skrzywdzony, to powinien w sobie szukać przyczyny. A jeśli zamiast tego bije innych słowami – to błądzi. Nie trzeba go rugać ani potępiać, ale nie można też takiemu postępkowi bić brawa. Czasem milczenie wystarczy, by taka osoba zrozumiała, że coś w sobie musi uzdrowić. Nie można jednak kłamać i nazywać złości czy bezmyślności miłością. To ważne.
Ten tekst piszę głównie po to, żeby pokazać, że wulgarne popisy niczemu nie służą. Bycie pozytywnym nie polega na tym, że przez pół godziny afirmujemy ładne rzeczy, a w pozostałym czasie rzucamy mięchem, bijemy, kopiemy, gryziemy i poniżamy innych. Rozwój w istocie nie polega na tym, że na pokaz mówimy i piszemy mądre rzeczy, a kiedy coś pójdzie nie po naszej myśli, to wysypujemy publicznie wszystkie tłumione tygodniami „k…” na innych ludzi. Prawdziwy rozwój to rozumienie, że najważniejsze jest Dobro – wobec siebie, innych, wobec świata, wobec wszystkich dookoła. Równie ważne jest Piękno – do którego nie zaliczają się słowa o niskiej energii. Równie ważna jest miłość bezwarunkowa – która nigdy do nikogo nie powie: „sp…”, choćby cierpiała na poziomie każdej swojej komóreczki. Można sobie popłakać i potupać we własnym domu. Można walić pięścią w poduszkę, ile dusza pragnie i potrzebuje. Można krzyczeć do bólu gardła w tunelu pod przejeżdżającym pociągiem – jak Liza Minelli w Kabarecie. Ale rozwój duchowy jest tylko tam, gdzie najważniejszym prawem jest: „nie krzywdzić”. Jeśli jest inaczej – to nie ma tam żadnej duchowości, tylko udawanie i tam jej nie szukajcie.
Każdy z nas stara się otaczać pięknem. Kupujemy obrazy, stawiamy na stole kwiaty, korzystamy z perfum i esencji zapachowych do kominka. Dostrzeżmy zatem dysharmonię pomiędzy tym, czym dekorujemy ściany, a wulgarnymi słowami, które są uderzeniową dawką niskiej, ciemnej energii. Nauczmy się ją zauważać i zacznijmy gryźć się w język. Słowa są nośnikiem energii – są naprawdę. Dlatego szanujmy siebie i swoje otoczenie. Wypowiadajmy słowa głęboko przemyślane. Szukajmy jak najpiękniejszych wyrażeń. A w trudnych i bolesnych emocjach, jeśli chcemy sobie zakląć, niech te przekleństwa nie uderzają w innych. Rzućmy nimi w ścianę lub jeszcze lepiej w podłogę. Takie słowa są jak dźgnięcie sztyletem. Niczym się zresztą od tego nie różnią.
Minęły czasy machania mieczem. Dzisiaj bijemy słowami. Często na oślep, bo wydaje nam się, że fakt doświadczania cierpienia daje nam prawo do znęcania się nad innymi. Pseudo-duchowi nauczyciele plują jadem na niewinne osoby, bo przecież są w emocjach, mają prawo, są tylko „asertywni”. Otóż nie, nie są i nie mają. Nikt nie ma prawa ranić drugiego człowieka. A jeśli zamierzamy okrucieństwem odpowiedzieć na czyjeś złe traktowania – to niczym się nie różnimy od własnego kata. Wchodzimy w ten sposób w jego energię i potwierdzamy, że zasłużyliśmy na każdy cios, jaki spadł nam na plecy.
Aby nie było wątpliwości – nie potępiam nikogo. Każdy z nas może zrobić głupstwo, zranić kogoś czy zakląć. Ale możemy i powinniśmy zrozumieć – kiedy tylko opadną emocje – że to nie jest właściwa droga. Nie jest rozwiązaniem ani „oko za oko” ani też „nadstawianie drugiego policzka”. Rozwiązaniem jest uzdrowienie siebie bez wylewania pomyj na innych i bez wyżywania się na ludziach za własne niepowodzenia.
Warto nauczyć się opowiadać po określonej stronie. Po jednej jest Światło, miłość, szacunek, starannie dobrane słowa i błogosławieństwa. Po drugiej jest ciemność, brud, wulgarny język i hipokryzja. Rozwój polega na wybieraniu zjawisk, które są z nami harmonijne i odrzucaniu tych, z którymi nam nie po drodze. Duchowość polega na określaniu Kim W Istocie Jestem. Nie można rozwijać się duchowo i popierać publicznego obrzucania innych kamieniami i błotem.
Każdy dzień zaczynam od błogosławieństwa. Nie na pokaz, lecz świadomie. Bo sprawia mi to ogromną radość. Bo wyrażanie miłości rozwija najpiękniejsze uczucia w moim sercu. Bo każde błogosławieństwo dla innej osoby działa na mnie jak najlepszy balsam. Tak to czuję, więc dla własnej przyjemności pławię się w dobrych słowach i wysokiej energii. Każdego dnia życzę wszystkim tego, co dobre i piękne. Chcę, abyście byli szczęśliwi i mam w tym swój wielki interes. Im więcej szczęśliwych ludzi, tym przecież lepszy świat. Człowiek szczęśliwy nikogo nie skrzywdzi.
Dobre słowa są jak pachnące kwiaty – rozrzucone wokół sprawiają, że otacza nas piękno. W tym chcę żyć, wśród szczęśliwych, zdrowych i roześmianych ludzi, a nie w błocie. Oczywiście każdy ma prawo chcieć inaczej i robić po swojemu. Ale z całą pewnością wybieranie przekleństw zamiast dobrych słów o wysokiej energii nie ma nic wspólnego z jakimkolwiek rozwojem duchowym. Nie jest też wyznacznikiem prosperującej świadomości, bo temu, który przeklina też zabiera energię. Nie pouczam nikogo. Wyrażam tutaj swoje zdanie i przypominam, że to, co pochodzi od Aniołów nie zaczyna się na k… i na p… Jeśli ktoś ma wątpliwości, niech sobie to spokojnie przemedytuje.