Z duchowego punktu widzenia wszystko jest niedualne, pozostaje w harmonii z Wszechświatem. Nawet to, co wydaje nam się złe, brzydkie czy nieetyczne. Wszystko jest po coś, wszystko ma swój sens. Najprostszy to ten, który podkreśla, że potrzebujemy dotknąć cienia i zimna, aby docenić światło i ciepło. Ale znaczenie wydarzeń jest o wiele głębsze niż nam się wydaje. Zapewne potrzebujemy nieco zaufania, aby umieć na świat spojrzeć z duchowego poziomu nawet wtedy, kiedy czegoś nie rozumiemy.
Warto nauczyć się akceptacji wszystkiego, co obserwujemy w naszej rzeczywistości. Akceptacja jest głębokim przyzwoleniem, wynikającym z duchowej mądrości. Dzięki niej zaczynamy prawdziwie pozytywnie myśleć. Bez akceptacji nasze postrzeganie świata jest skrzywione. Zazwyczaj przenikają je emocje i oceniamy, krytykujemy… Każda krytyka, każde narzekanie – to negatywne myślenie.
Bywa i tak, że nasze postrzeganie świata jest tylko pozornie miłe i ładne. Znając zasady prosperity staramy się oceniać wszystko jak najlepiej i głośno wypowiadamy dobre słowa. Tymczasem w głębi duszy wszystko się w nas skręca i wcale nie podoba nam się to, o czym mówimy tyle dobrych rzeczy. Ta hipokryzja obraca się przeciwko nam, ponieważ Prawo Przyciągania nie działa w oparciu o wyważone słowa – jak zdaje się niektórym – lecz w oparciu o nasze prawdziwe przekonania. Jeśli czegoś nie lubimy i zabarwiamy to emocjami, wówczas uruchamiamy fale przyciągania tego, do swojego życia.
Samo ocenianie niczemu nie służy. Myślenie, że należy umieć odróżniać dobro od zła jest w moim odczuciu błędem. Jedyny podział, jaki sama chciałabym stosować to tylko ten – co służy miłości, a co jej nie służy. Tymczasem w nieskończoność segregujemy ludzi i rzeczy na dobre i niedobre. A przecież złodziej, wredna koleżanka czy okropna teściowa to takie same dusze, jak nasza. Pojawiają się w tym życiu, aby nas czegoś nauczyć, coś nam pokazać. Czy można ich oceniać, jako złych ludzi?
Czasami ograniczamy się do oceniania tylko wydarzeń, próbując wzbudzić w sobie współczucie dla kogoś, kto postąpił nieładnie. Mówimy wtedy: „biedny człowiek, nie rozumie”. A przecież wydarzenia są optymalnie rzecz biorąc – po prostu harmonijne. Mogą nam się podobać lub nie, mogą wywoływać w nas emocje lub nie, ale zawsze są właściwe i najlepsze na dany moment.
Jest taka piękna historyjka o starym, mądrym człowieku, która cudownie pokazuje nie dualność Wszechświata. Nic nie jest ani złe, ani dobre…
Pewien stary człowiek o imieniu Jan miał stado pięknych koni, które wypasał na łące pod lasem. Któregoś dnia jeden z koni uciekł i pomimo poszukiwań, nie udało się go odzyskać. Ludzie przychodzili do starca i współczuli mu: „oj jak to niedobrze, jaka to strata…”
Tymczasem Jan pykał dymem z fajeczki i filozoficznie odpowiadał:
– Może to niedobrze, a może dobrze.
Kilka dni potem zaginiony koń powrócił do domu, przyprowadzając ze sobą piękną dziką klacz. Mieszkańcy wioski przychodzili tłumnie obejrzeć nowego konia i powtarzali: „oj jakie to szczęście, jak to dobrze”.
Tymczasem Jan pykał dymem z fajeczki i filozoficznie odpowiadał:
– Może to dobrze, a może niedobrze.
Następnego dnia syn Jana próbując ujeździć nową klacz, spadł tak niefortunnie, że złamał sobie nogę. Sąsiedzi przychodzili, życzliwie współczując: „Oj jaki kłopot, jak to niedobrze”.
Tymczasem Jan pykał dymem z fajeczki i filozoficznie odpowiadał:
– Może to niedobrze, a może dobrze.
Tydzień później do wsi przybyło wojsko po nowych rekrutów. Zabrali wszystkich zdrowych młodych mężczyzn. Syn Jana został, ponieważ leżał z unieruchomioną złamaną nogą. Sąsiedzi z zazdrością powtarzali: „ten to ma szczęście, temu to dobrze”.
Tymczasem Jan pykał dymem z fajeczki i filozoficznie odpowiadał:
– Może to dobrze, a może niedobrze.
Opowieść można ciągnąć w nieskończoność, dopisując nowe wydarzenia, z których każde jest dowodem na to, że mylimy się, ilekroć próbujemy coś ocenić jako dobre lub nie. W naszym życiu także mnożą się przykłady sytuacji, które wcale nie są jednoznaczne. Pomagamy komuś, podajemy rękę, po czym ta osoba nas okrada. Oddajemy krew, by uratować komuś życie, a ten człowiek dwa tygodnie później ginie w wypadku samochodowym. Czy zatem to, co robimy, jest dobre czy nie?
Nie podam odpowiedzi na takie pytanie, ponieważ właśnie po tę odpowiedź zeszliśmy tutaj na Ziemię i każdy musi sam jej poszukać, sam wybrać, sam zdecydować. Powtórzę tylko to, co pisałam już wiele razy – należy kierować się sercem i czynić to, co czujemy, że jest właściwym wyborem, zgodnym z miłością bezwarunkową. Niektórzy nauczyciele mówią wprost: „zadaj sobie pytanie, co zrobiłaby Miłość na twoim miejscu”. Dołóżmy do tego tworzenie równowagi w dawaniu i braniu, rezygnację z poświęcania się dla innych i szczyptę mądrości. A nade wszystko pamiętajmy, aby nikogo nie krzywdzić.